Dom to mikrokosmos. Ważne, by osiągnąć w nim równowagę. Elżbieta Lange, psychoterapeutka i trenerka zdrowego stylu życia, musi się trochę wysilić, by serwując tego rodzaju mądrości, uczynić zadość gospodarzom spotkania, którzy chcą wypromować przed mediami nową linię środków czystości. Sprzątanie nie hańbi, ale tej wiosny ma do niego zachęcać taka oto filozofia: czyste mieszkanie wpływa na zrównoważoną i lepszą egzystencję. – Kiedy dobrze się odżywiamy i uprawiamy sport, ale mieszkamy w nieporządku, to trudno mówić o zdrowym stylu życia – przekonuje.
Brudno jak w kuchni
Jeszcze trudniejszą misję ma pracownica norweskiej firmy: musi uzasadnić, dlaczego nowe produkty do mycia podłóg, czyszczenia łazienki i prania kosztują kilkakrotnie więcej niż te, do których kupujący są od lat przyzwyczajeni. I tu okazuje się, że kluczowym argumentem jest chemia, a właściwie jej brak – nowa linia detergentów ma bowiem być właśnie dlatego droższa, że zawiera mniej składników niebezpiecznych dla zdrowia i środowiska.
Kto chce podbić rynek ekologicznymi hasłami, a przy okazji nastraszyć perfekcyjne panie domu swędzącą skórą i załzawionymi oczami, może tu liczyć na sukces. Polacy boją się GMO, szczepionek, konserwantów i dodatków do żywności, nie zawsze zdając sobie sprawę, że są one lepiej przebadane niż wiele naturalnych produktów, często opatrzonych etykietą „organic”. Niepokoją ich też środki czystości zawierające chemikalia. Bardziej nawet niż brud i zarazki. Czy słusznie?
Kilka lat temu zespół mikrobiologów z Centrum Zdrowia Dziecka przeprowadził badania czystości rąk Polaków. Przy okazji ujawnił, że w mieszkaniach najbogatszym siedliskiem bakterii flory kałowej i grzybów pleśniowych są piloty do telewizorów. Mało kto dokładnie je czyści przy odkurzaniu mieszkania, a na co dzień, w przerwie reklamowej ciekawego programu w telewizji, większość jak najszybciej wraca z toalety, nie myjąc rąk.