Świat nie z tego świata
O dawnych i współczesnych chasydach – rozmowa z prof. Marcinem Wodzińskim
AGNIESZKA KRZEMIŃSKA: – Dla większości chasyd to pejsaty ortodoks w mycce i czarnym chałacie. Mieszka w Nowym Jorku, Jerozolimie, Antwerpii i przyjeżdża do Leżajska albo Humania na groby cadyków. Tymczasem pan odkrywa całkiem nowy świat chasydów. Skąd ta fascynacja?
PROF. MARCIN WODZIŃSKI: – Zaczęło się od cmentarzy. Ponad 30 lat temu pojechałem na wakacje na wschód Polski i odkryłem na żydowskich cmentarzach dziwne budki pełne karteczek. Były to ohele na grobach cadyków z kwitlami, czyli prośbami do nich zostawionymi przez Żydów, którzy z końcem lat 80. XX w. znów zaczęli przyjeżdżać do Polski. Nie było Wikipedii, a ja koniecznie chciałem się o nich dowiedzieć czegoś więcej.
Jakże gorliwie, właśnie wyszło trzyczęściowe opus magnum o chasydyzmie, w którym podjął się pan zmapowania ich duchowości. To w ogóle możliwe?
Aby pokazać dyfuzję zjawisk religijnych, odszedłem od klasycznych map obrazujących zjawiska religijne, pokazujących głównie drogi wybitnych jednostek, i skupiłem się na śledzeniu ruchów całych grup wyznawców. To pozwoliło zwizualizować tendencje religijne na poziomie meta. Nie byłoby to możliwe bez Geographic Information System (GIS), czyli cyfrowej humanistyki. Dziś do komputera wprowadza się ogromne bazy danych oraz koordynaty geograficzne, co uwidacznia zjawiska, których mózg człowieka nie potrafi ogarnąć. W ten sposób mogła powstać mapa 130 tys. współczesnych rodzin chasydzkich i inne mapy w atlasie, którymi staram się uchwycić związki między przestrzenią a duchowością i pokazać, że chasydyzm nie rozwija się w oderwaniu od miejsca. Przeciwnie – w zależności od form ekspansji terytorialnej przyjmuje różne formy duchowości.
Judaiści zachwycają się pana egalitarnym podejściem do chasydyzmu.