Joanna Zielewska nie zapomni czasu, kiedy nie mogła wziąć do ust nawet łyka wody. Wiadomość, którą otrzymała wraz z wynikiem biopsji piersi, psychicznie ją załamała: – Nie było już żadnych wątpliwości, że to rak. Świat w jednej chwili runął jak domek z kart.
Pracuje w Łodzi w dużym szpitalu, jest pielęgniarką anestezjologiczną. W jej rodzinie zdarzały się już podobne nowotwory. Można byłoby sądzić, że wykształcenie i osobiste doświadczenia przygotują ją na ten okrutny wybryk losu. – A jednak stres był tak duży, że nie tylko nie mogłam w nocy zmrużyć oka, nie byłam w stanie swobodnie oddychać ani się na czymś skupić, lecz także przestałam jeść – wylicza pani Joanna. – Miałam do tego stopnia ściśnięte gardło, że choć odczuwałam głód – nie potrafiłam niczego przełknąć.
Uczucie, z jakim musiała się zmierzyć, zna wielu. Bo ilekroć pojawia się stres, choćby przed poważniejszym egzaminem czy w trudnych sytuacjach życiowych niezwiązanych z chorobą, człowiekowi pocą się lub drżą ręce, spłyca się oddech, kurczy żołądek i trudno cokolwiek zjeść. Ale to zwykle szybko mija.
Ssanie skórki od chleba
U Joanny Zielewskiej jadłowstręt trwał aż trzy tygodnie, przez które schudła prawie 10 kg. Jedynym wybawieniem z jeszcze większych opresji było ssanie skórki od chleba, a z czasem płynne preparaty odżywcze, które popijała przez słomkę, zajmując się malowaniem drewnianych aniołów. – Nie byłam w stanie siadać z rodziną do stołu ani skoncentrować się na czytaniu książek – opowiada. – Wymyśliłam więc sobie rękodzieło i niejako przy okazji sięgałam po te odżywki.
Jeszcze kilkanaście lat temu o żywieniu pacjentów z rakiem właściwie się nie mówiło. Nie zauważano, u jak wielu chorych po diagnozie rozpoczyna się głodówka, choć akurat wtedy powinni wzmacniać swoje siły do walki.