Obiad czy kolacja w całkowitej ciemności to doświadczenie, które można przeżyć w kilku restauracjach w Polsce. To wyrafinowana zabawa ze zmysłami – gdy oczy nie widzą, wyostrza się smak. Ale czy człowiek czułby się dobrze, jedząc z zamkniętymi oczami we własnym domu? Wątpliwe. A jednak wiele osób taki eksperyment funduje sobie codziennie, bo nie wie, jakie dodatki znajdują się w produktach.
Świadomość konsumentów w ostatnich latach wzrosła. Coraz częściej podczas zakupów w koszykach lądują artykuły mniej kaloryczne, z mniejszą zawartością cukrów, soli czy tłuszczów nasyconych. Ale oprócz nich przemysł spożywczy posiłkuje się wieloma substancjami, które nie tylko konserwują żywność, lecz także poprawiają jej smak, wygląd i strukturę. I niełatwo się bez nich obejść. Czy ktoś kupiłby rozwarstwiający się majonez albo bladą szynkę?
Dodatki do żywności, w nadmiarze, mogą być szkodliwe. A nie wiadomo, ile dokładnie barwników, emulgatorów czy konserwantów jest w pożywieniu, bo takiej informacji nie ma na etykietach. Zresztą mało kto je czyta. Poza tym wielu ludzi nie dba o urozmaicenie swojej diety i kupuje stale ten sam zestaw produktów. A już zdecydowana większość nie ma świadomości, jakie związki chemiczne kryją się pod symbolami E i jakie skutki przynoszą. Nie muszą tego również wiedzieć lekarze, bo diety oparte na produktach przetworzonych upowszechniły się zaledwie kilkanaście lat temu.
Dr hab. Piotr Rozentryt, kierownik Katedry Toksykologii i Uzależnień z Wydziału Zdrowia Publicznego Śląskiego Uniwersytetu Medycznego, przewiduje jednak, że tak jak ostatnia dekada upłynęła na – częściowo wygranej – walce z solą, cukrem i nasyconymi tłuszczami, kolejna będzie podporządkowana wzmożonej czujności wobec fosforanów. – Na świecie już widać, co złego przynosi ich masowe spożycie.