Cała jego postać była grymasem. Olbrzymia głowa ze zjeżonymi rudymi włosami, pomiędzy łopatkami ogromny garb, drugi mniejszy garb na piersi; uda i łydki skręcone tak przedziwnie, że stykały się tylko kolanami, a oglądane od przodu podobne były do dwóch sierpów związanych za rączki” – to fragment opisu wyglądu Quasimodo, bohatera powieści Victora Hugo. Szpetny potwór o wielkim sercu, który śmiał zakochać się w pięknej Cygance, to najsłynniejszy garbus popkultury. Doskonale pokazuje stosunek do osób z widoczną kifozą kręgosłupa.
Garb wrodzony, jak i nabyty w wyniku choroby (np. gruźlicy kości) powodował ból, upośledzał funkcjonowanie narządów wewnętrznych, uszkadzał rdzeń kręgowy, zaburzał sen oraz czucie. No i ograniczał mobilność. Te wszystkie fizyczne dolegliwości tylko pogarszał brak akceptacji społecznej – ona ciążyła często nie mniej niż garb. Co prawda gdy w XIX w. Victor Hugo pisał umieszczoną w średniowieczu „Katedrę Maryi Panny w Paryżu”, garbaci nie byli już traktowani jak wyrzutki, bo medycyna zaczęła szukać sposobów, by im pomagać, ale ich życie – podobnie jak innych ułomnych – nadal nie było do pozazdroszczenia.
Tym garbem żebrał i tańczył
O niepełnosprawnych troszczyli się już neandertalczyk i wczesny człowiek. Archeolodzy znajdują groby osób, które trzeba było ze względu na choroby lub upośledzenia otaczać wyjątkową opieką. Jednak teksty wspominające o nich nie są już tak łaskawe. Wynika z nich, że były one dyskryminowane, bo deformacje zmniejszały znacząco ich użyteczność dla wspólnot. Poza tym we wszystkich odmiennościach upatrywano przejawu działalności sił nadprzyrodzonych lub kary boskiej. W wielu kulturach osoby chrome i szpetne usuwano ze wspólnot religijnych, uważając, że ich wygląd obraża bogów.