Monsanto, jeden z najbardziej kontrowersyjnych koncernów, jest już historią. Oficjalnie zakończył swój żywot w 2018 r. po przejęciu go przez Bayera za 66 mld dol.
Na temat tej firmy napisano tysiące artykułów i dziesiątki książek. Stosunkowo rzadko pojawiają się w nich nazwiska Ernesta Jaworskiego i Wojciecha Kaniewskiego. Tymczasem pierwszy zmienił oblicze Monsanto, pchając je w kierunku genetyki i biotechnologii. A dzięki drugiemu na rynek amerykański trafiły pewne rośliny odporne na choroby wirusowe.
Korek i bakteria
W 1925 r. do Stanów Zjednoczonych dopłynął statek, na pokładzie którego podróżowało dwoje emigrantów z Polski. W styczniu następnego roku w Minneapolis przyszedł na świat ich syn Ernest. O jego młodości niezbyt wiele wiadomo poza tym, że pod koniec lat 40. rozpoczął studia w Oregon State University, zakończył je, uzyskując tytuł magistra biochemii, a dwa lata później obronił doktorat. Szybko znalazł pracę w firmie Monsanto, w której spędził całe swoje zawodowe życie, czyli ponad cztery dekady.
Był to swego rodzaju wyczyn, bo Monsanto jako pracodawca miało złą reputację. Inwestowało pieniądze w liczne nowe programy, by po paru latach nagle je porzucić, a zatrudnionych przy nich ludzi, jak zużyte trybiki w maszynie, wymieniać na nowe. Tymczasem Jaworski, dzięki swojej inteligencji i osobowości, trwał i trwał, niczym korek (pławik), unosząc się zawsze na powierzchni wody. Zyskał tym sobie – jak pisze amerykański dziennikarz Daniel Charles w książce „Lords of Harvest” – przydomek „Ernie the Cork”. W jego obecności nikt go jednak nie używał – był lubiany i cieszył się zaufaniem (również szefów).
Mimo że działał w korporacji, próbował być jednocześnie akademickim naukowcem. Na początku lat 70.