Jest polska symulacja Covid-19. Znamy pierwsze dane
Polowirus. Co mówi polska symulacja Covid-19?
To było tak: mniej więcej dziesięć lat temu grupa młodych epidemiologów, fizyków, matematyków i programistów skontaktowała się z ówczesnym rządem. W teczce, a raczej w laptopie, naukowcy przynieśli wyniki symulacji pewnego fascynującego zjawiska: na mapie Polski pojawiały się miliony mikroskopijnych punktów, zawieszone na podobnych do dendrytów liniach dróg i ulic jak krople kondensującej pary na pajęczych niciach. A potem kolejne ich fale przetaczały się przez cały kraj, docierając do niemal wszystkich jego regionów. Symulacja epidemii choroby zakaźnej widziana z tej wirtualnej perspektywy wyglądała i przerażająco, i pięknie.
Zespołem kierował Franciszek Rakowski, młody doktor fizyki z Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego Uniwersytetu Warszawskiego. Sądził, że wyniki jego badań zainteresują instytucje odpowiedzialne za zdrowie i bezpieczeństwo ponad 37 mln ludzi. W końcu od epidemii SARS i ptasiej grypy minęło zaledwie parę lat. Ale wtedy musiało się chyba wydawać, że bariera geograficzna jest nie do pokonania i że tego typu problemy są wyłącznym zmartwieniem państw, które zwykliśmy nazywać Dalekim Wschodem. Nie pomogło nawet wsparcie Państwowego Zakładu Higieny.
Rakowski: Spotkaliśmy się z brakiem zainteresowania, ignorancją i brakiem świadomości, że tego typu narzędzia matematyczne mogą być użyteczne w sprawowaniu dobrych rządów. Nikt nie miał na tyle dużo wyobraźni i mądrości, żeby pomyśleć, że warto w takie badania zainwestować. I chyba nie ma większego znaczenia, agendom którego konkretnie rządu przedstawiał swój model Rakowski, bo brak zainteresowania zagrożeniem epidemicznym miał się okazać ponadczasowy i ponadpolityczny.