AGNIESZKA KRZEMIŃSKA: – Zajmuje się pan zazielenianiem historii, co to znaczy?
ADAM IZDEBSKI: – Chcę zrozumieć, jak społeczeństwa ludzkie istniały w przyrodzie. Jesteśmy istotami wpisanymi w pewne ekosystemy, a nasza gospodarka zależy od klimatu i innych procesów podtrzymujących życie, dlatego chcę przełamać przeciwstawienie natura–kultura, pokazując, jak bardzo są od siebie zależne. Zamiast antagonizującego słowa „natura” wolę używać jej starego polskiego odpowiednika, czyli „przyrody”, bo wskazuje, że coś jest „przyrodzone”, co lepiej określa cały świat ożywiony i nieożywiony z jego procesami fizycznymi, biologicznymi i chemicznymi.
Historycy przez wieki skupieni byli tylko na badaniu tekstów i artefaktów archeologicznych. Wy je konfrontujecie z archiwami przyrodniczymi. Jak?
Oczywiście badacze natury byli już w starożytności, ale zajmowali się nią w oderwaniu od dziejów człowieka. Związek między nimi zauważono dopiero w XIX w., ale wówczas brakowało jeszcze metod pozwalających łączyć źródła historyczne ze środowiskowymi, bo procesy geologiczne, przyrodnicze czy klimatyczne mają zupełnie inną skalę czasową, której do dziś nie potrafimy tak skorelować, by wyjaśniały dynamikę przemian społecznych z pokolenia na pokolenie. Duża część prac mojej grupy badawczej skupia się właśnie na wynajdywaniu nowych metod datowania i modelowania, łączących te dwa rodzaje źródeł.
Mówi się, że epidemia koronawirusa jest „zemstą natury” za to, że człowiek zbyt radykalnie poczyna sobie z przyrodą. Dopiero teraz?
Zmienianie zastanej sytuacji jest wpisane w działanie każdego żywego organizmu. Przecież to bakterie, rozprzestrzeniając się po kuli ziemskiej, spowodowały, że w składzie ziemskiej atmosfery pojawił się tlen, dzięki któremu rozwinęły się inne formy życia.