„Każdy wasz ruch stwarza ryzyko dla innych. Tak właśnie powinniśmy wszyscy kolektywnie myśleć. I dlatego radość fizycznego odwiedzania rodziny, dzieci, wnuków, przyjaciół i sąsiadów musi zaczekać. Dlatego, że siebie nawzajem stawiamy na pierwszym miejscu. A to właśnie wychodzi naszemu narodowi tak dobrze”. W ten sposób Jacinda Ardern, szefowa nowozelandzkiej rady ministrów, anonsowała lockdown. Był 25 marca i podobnie jak do wielu innych krajów, tak do Nowej Zelandii docierała właśnie pierwsza fala pandemii. Nikt jeszcze nie umarł, ale przypadków było już ponad sto.
Nieco ponad dwa miesiące później, 8 czerwca, Juliet Gerrard, biochemiczka z University of Auckland pełniąca funkcję głównej doradczyni naukowej premier rządu, opublikowała na Twitterze zdjęcie nocnej panoramy miasta opatrzone następującym komentarzem: „Zawadiacki łyk single malt o północy, na cześć wejścia na Poziom 1. Ogromne dzięki dla wszystkich tych licznych naukowców, którzy stanęli na wysokości zadania i wspierali walkę z pandemią. Dobra robota, Aotearoa. Mauri ora”. Półtora tysiąca przypadków infekcji, 22 związane z nimi śmierci – i wystarczy. Nowa Zelandia jest dziś wolna od wirusa.
A cheeky midnight single malt to mark the beginning of Level 1. Huge thanks to the very many scientists who stepped up and supported the response. Well done Aotearoa. Mauri ora pic.twitter.com/hBJubjuJWF
— NZ ChiefSciAdvisor (@ChiefSciAdvisor)epidemie Jacinda Ardern Nowa Zelandia ![]()
Reklama