Adam Niedzielski, nowy minister zdrowia, na swojej pierwszej konferencji prasowej poświęconej sytuacji epidemicznej w kraju poinformował o nowych zasadach kwarantanny. Zostanie ona skrócona do dziesięciu dni, ale co ważniejsze, nie będzie wymaganych powtórnych testów, od których wyniku uzależniano do tej pory koniec izolacji.
Eksperci nie ukrywają, że to dobra, ale też spóźniona decyzja. Ba, sam minister przy jej ogłoszeniu powołał się na zalecenia Światowej Organizacji Zdrowia, obowiązujące od… 27 maja. – Na kwarantannie przy braku objawów nie ma potrzeby robić po dziesięciu dniach badań sprawdzających – oświadczył Adam Niedzielski. To postanowienie ministra, który patrzy na cały system oczami ekonomisty i opiera się na źródłach naukowych, a nie lekarza, który kształtuje rzeczywistość metodą własnej empirii.
Czytaj też: Makrofagi czasami zabijają covidowych pacjentów
Lepiej późno niż wcale, czyli kto doradza ministrowi?
Dr Paweł Grzesiowski, który jako pediatra i spec od kontroli zakażeń doradzał do tej pory Ministerstwu Zdrowia zza kulis, za co od urzędników resortu nieraz otrzymywał burę, przez Niedzielskiego został zaproszony na spotkanie w imię nowego hasła, które ma przyświecać jego rządom: „Wszystkie ręce na pokład”. Chodzi o wymianę poglądów między specjalistami i ekspertami, które nowy szef resortu zdrowia chce – jak rozumiem – brać pod uwagę przed wydawaniem ostatecznych decyzji.
Na konferencji prasowej podczas ogłaszania nowych zasad kwarantanny obecny był krajowy specjalista ds. chorób zakaźnych prof. Andrzej Horban, który zapamiętany został z posiedzenia jednej z komisji zdrowia w Senacie jako krytyk dr. Grzesiowskiego (z wzajemnością zresztą), ale tym razem obaj panowie mówią niemal jednym głosem. Ciekawe więc tylko, dlaczego popierana przez krajowego konsultanta zasada nie była do tej pory w Polsce wdrożona i tak wielu obywateli musiało bez objawów czekać po kilka nieraz tygodni na powtórny wynik testu, który zwalniał ich z izolacji. Czy to poprzedni minister nie słuchał prof. Horbana, czy też dopiero teraz nowo powołany szef resortu potrafi wyciągać właściwe wnioski?
Jeśli nawet pod koniec maja lub w czerwcu ekspertom ministerstwa i inspekcji sanitarnej, owym tajemniczym zespołom doradczym, wydawało się jeszcze, że utrzymywanie systemu podwójnych lub potrójnych badań testowych przynosi jakąś korzyść, to już w połowie sierpnia Amerykanie z CDC (Centra Kontroli Chorób i Prewencji) wydali swoje nowe rekomendacje zgodne z WHO. Mówiły one, że w przypadku większości osób z Covid-19 izolację i środki ostrożności można przerwać już dziesięć dni po wystąpieniu objawów i ustąpieniu gorączki na co najmniej 24 godziny bez stosowania leków obniżających temperaturę.
Musiały minąć dwa tygodnie i musiał zmienić się minister zdrowia, aby nasz system dostosował się do tych wytycznych. Dr Grzesiowski dziś, w czwartek, spotkał się z Adamem Niedzielskim, panowie wymienili podziękowania na Twitterze. To dowód na to, że przystąpiono do nadrabiania zaległości w kontaktach ze środowiskiem specjalistów, a przy okazji zyskać mogą na tym pacjenci, ich rodziny, lekarze i przytłoczona obowiązkami inspekcja sanitarna.
Czytaj też: Szwecja płaci wysoką cenę za swoją politykę wobec pandemii
Zmiana podejścia do osób bez objawów covidu
Wiele osób jest zaskoczonych decyzją, bo przywiązało się do myśli, że jeśli ktoś musi być w izolacji po dodatnim wyniku testu wykazującego obecność w organizmie SARS-CoV-2, to jedynym dowodem wyleczenia będzie po 10–14 dniach test ujemny. Takie podejście obowiązywało w stosunku do osób z objawami Covid-19, nawet najlżejszymi, i pacjentów bezobjawowych.
Okazuje się, że nie można demonizować osób, u których potwierdzono testem fakt zakażenia (bo otrzymały wynik dodatni), a infekcję przechodzą bez żadnych objawów lub w wyniku co najmniej dziesięciodniowego przechorowania dolegliwości te ustąpiły. – Zmiana podejścia wynika z badań, które wykazały, że ludzie skąpoobjawowi nie produkują po dziesięciu dniach wirusa zdolnego do zakażania innych osób – tłumaczy dr Grzesiowski. – Dlatego dziesięciodniowa izolacja wystarcza.
A zatem osoby bezobjawowe, które nigdy nie miały testu molekularnego, nadal mogą być na początku źródłem zakażania innych. Ale po dziesięciu dniach od początku utajonej (w ich wypadku) infekcji są już dużo mniej groźne lub wcale. WHO we wspomnianych zaleceniach z maja uznała, że SARS-CoV-2 po dziesięciu dniach nie replikuje już w sposób tak istotny, by stanowiło to zagrożenie dla otoczenia. A ponowne badanie molekularne PCR, wykrywające materiał genetyczny wirusa, wcale nie daje stuprocentowej odpowiedzi, czy wykryty w ustroju zarazek jest w formie aktywnej, zdolnej do zakażania innych osób drogą kropelkową.
Czytaj też: Przeciwciała z osocza, czyli polski lek na Covid-19
Zwolnienie z kwarantanny, nie z myślenia
Kryteria zwalniania z izolacji opierać się więc teraz będą na objawach, a nie suchym wyniku testu. To na pewno tańsze dla całego systemu (czyżby w Polsce zaczynało brakować pieniędzy na testy opłacane przez NFZ?) i łatwiejsze organizacyjnie. Rezygnacja z kryterium ujemnego wyniku badania PCR jako podstawy do zniesienia izolacji na pewno zmniejszy obciążenie laboratoriów diagnostycznych i zredukuje koszty. Pytanie, czy lekarze podstawowej opieki zdrowotnej będą w stanie obiektywnie ustalić, czy pacjent zwalniany z kwarantanny po dziesięciu dniach rzeczywiście nie ma objawów, czy też próbuje prześlizgnąć się przez furtkę, tylko udając zdrowego.
Prof. Andrzej Horban stwierdził dziś, argumentując sensowność nowych rozwiązań, że „mamy do czynienia z bardzo zdyscyplinowanym społeczeństwem i ludzie wiedzą, jak się chronić. Kiedy ktoś w domu jest zakażony, transmisja na domowników jest znikoma”. Oby miał rację!
Decyzja ministra spotkała się z bardzo życzliwym przyjęciem. Zarówno wśród lekarzy, którzy znali przecież od dawna międzynarodowe zalecenia i nie rozumieli sensu utrzymywania reguł ustalonych przez GIS, jak i ze strony pacjentów. Sam Adam Niedzielski nie ukrywa, że ta jego pierwsza zmiana w regułach walki z pandemią wynikała z sygnałów, które otrzymywał od ludzi uwięzionych na kwarantannie przez kilka tygodni, niemogących doczekać się od inspekcji sanitarnej na ponowne testy.
Niestety, obserwując dyskusje w mediach społecznościowych, widać też ożywienie po stronie grup, które wątpią w pandemię i nawołują do nieprzestrzegania zaleceń, zwłaszcza noszenia masek. Dla części z nich nowe reguły kwarantanny są początkiem powrotu do normalności, a nawet przyznaniem, że koronawirus to jednak fałszerstwo. Ale to stanowczo zbyt daleko idąca interpretacja decyzji w sprawie nowych zasad izolacji i wykonywania testów – Covid-19 wciąż przecież zagraża wielu ludziom i droga do jego wyeliminowania jeszcze daleka.
Czytaj też: Przed nami jesień z Covid-19. Na co i kiedy się szczepić?