Tej zimy... (dramatyczna muzyka)... nietypowy bohater udowodni, że wielkie serce znaczy więcej niż mięśnie, pieniądze i wpływy. (Więcej dramatycznej muzyki). Gdy wszyscy inni stracili już nadzieję (w tle kilka poszatkowanych scen ze smutnymi ludźmi), on postanowił uratować święta (przebitka na pędzące po niebie sanie św. Mikołaja). Może jest małym elfem, którego nikt nie doceniał, może reniferem, a może w ogóle nie ma nic wspólnego z biegunem i szeroko rozumianą branżą podarkową. Może być taksówkarzem, małą dziewczynką, zgryźliwym biznesmenem, nadmiernie ambitnym prawnikiem, bezrobotnym, psem, myszą, brokatową czarodziejką albo kosmitą. A to dopiero początek listy długiej jak świąteczne zamówienie rozpieszczonego siedmiolatka. Szczypta magii, poszukiwanie tego, co naprawdę ważne, i wzruszający, grzejący serduszko finał.
Na pewno widzieliście ten film (albo przynajmniej jego zwiastun) w jednym z tysiąca dostępnych wariantów. Ponieważ poszczególne produkcje różnią się scenerią, osobą głównego bohatera i szczegółami scenariusza, można przegapić łączące je podobieństwa. Ale kiedy już raz dostrzeżemy ten wzorzec, okazuje się, że jest wszechobecny. Od Renifera Niko, przez szereg komedii o Mikołaju w śpiączce, z amnezją, w więzieniu lub na emeryturze, aż po niesławne „Miasteczko South Park”, w którym dziecięcy protagoniści uwolnili świętego… zestrzelonego nad Irakiem. W sklepie ze spersonalizowanymi prezentami można nawet kupić książeczkę, w której to nasze własne dziecko ocali Boże Narodzenie.
Topos nieprawdopodobnego bohatera ratującego święta to dziś jeden z najbardziej rozpowszechnionych motywów globalnej popkultury. Dlaczego? Dlaczego w zasadzie Boże Narodzenie trzeba ratować? Przed kim? Co sprawiło, że ta dziwaczna w gruncie rzeczy opowieść stała się tak niezwykle popularna?