– Zacznijmy od zarzutu, który mogą przywoływać pańscy oponenci: wypowiada się pan w kwestii globalnego ocieplenia nie będąc ani klimatologiem, ani meteorologiem...
prof. Zygmunt Kolenda: – Moją specjalnością rzeczywiście nie jest klimatologia, ale energetyka i jej rozwój, a z tym nierozerwalnie wiąże się kwestia emisji CO2 – gazu uznanego za głównego winowajcę globalnego ocieplenia. Z konieczności musiałem więc zainteresować się i tym zagadnieniem. Ponadto zawodowo zajmuję się modelowaniem komputerowym procesów przenoszenia masy i energii. Tego typu procesy zachodzą również w atmosferze, a prognozy wzrostu temperatury na Ziemi są tworzone właśnie za pomocą modeli komputerowych. Sporo mogę powiedzieć na temat ich wiarygodności.
I jakie jest pańskie zdanie?
Kiedy przeczytałem, że bazując na modelach komputerowych niektórzy naukowcy przewidują wzrost temperatury o 2–3 stopnie do 2100 r., to się przeraziłem.
Tak dużego ocieplenia?
A skąd! Przeraziłem się, że publikując tego typu prognozy straszy się ludzi globalną katastrofą spowodowaną ociepleniem klimatu.
Dlaczego kwestionuje pan ich wiarygodność?
Bo doskonale wiem, jak powstają i co wynika z tego typu modeli komputerowych. Na ich podstawie w ogóle nie można przewidzieć, co będzie się działo z klimatem za sto lat. Z zasadniczego powodu – klimat jest skomplikowanym zjawiskiem, więc w takich modelach wprowadza się olbrzymie ilości różnego rodzaju współczynników, przybliżone prawa oraz dane, które są z natury rzeczy obarczone błędami. A te błędy się kumulują. W ogóle nie wyobrażam sobie stworzenia modelu klimatu, dzięki któremu bylibyśmy w stanie przewidzieć wzrost temperatury za 100 lat.
Przewidywania wzrostu temperatury otrzymywane dzięki modelom matematycznym IPCC okazały się trzykrotnie zawyżone w stosunku do tego, co później mierzono! Te modele nie są też m.in. w stanie wyjaśnić niespodziewanego ocieplenia, które wystąpiło w latach 1920–40, ani późniejszego ochłodzenia trwającego do 1975 r. oraz wzrostu temperatury, który zaczął się cztery lata później. Co więcej, badania osadów i lodów arktycznych dowodzą, że w przeszłości, kiedy nie było jeszcze cywilizacji i przemysłu, mieliśmy do czynienia z krótszymi bądź dłuższymi okresami zmian, których nie można wyjaśnić za pomocą żadnego z proponowanych modeli komputerowych klimatu.
Nie wierzy pan w efekt cieplarniany?
To, że istnieje naturalny efekt cieplarniany, nie podlega dyskusji. Na razie jednak nie udało się znaleźć żadnego wyraźnego sygnału, że to emitowany przez naszą cywilizację CO2 powoduje wzrost temperatury na Ziemi. Rola i czas przebywania tego gazu w atmosferze też nie zostały wyjaśnione. Jest też ogromny problem z pomiarami temperatury – otóż te wykonane za pomocą satelitów i balonów meteorologicznych nie zgadzają się z pomiarami dokonywanymi przy gruncie.
Ale zwolennicy tezy o wpływie człowieka na klimat przedstawiają setki badań i raportów. Choćby te sporządzane przez IPCC.
Jednym z głównych argumentów IPCC jest pewien wykres, tzw. krzywa hokejowa. To określenie wzięło się stąd, iż ma ona kształt kija hokejowego z mocno zadartym do góry jednym końcem. Krzywa ta pokazuje gwałtowny wzrost temperatury i stężenia CO2 w XX w., a zwłaszcza w jego ostatnich dekadach, co ma dowodzić zgubnego wpływu cywilizacji na atmosferę Ziemi. Tylko że jest ona rezultatem błędnych pomiarów, błędnych wniosków albo wręcz celowego naginania wyników do z góry przyjętej tezy.
Dlaczego zatem można odnieść wrażenie, że w sprawie globalnego ocieplenia świat naukowy mówi jednym głosem?
Po pierwsze dlatego, że mająca liczebną przewagę grupa uczonych, która uważa, że to człowiek powoduje wzrost temperatury, jest bardzo hałaśliwa. A nic się tak dobrze nie sprzedaje w mediach, jak katastroficzne wizje przyszłości. Po drugie, grupa ta zdołała przekonać do swojej wizji polityków. To nie na konferencji naukowej, ale na tzw. Szczycie Ziemi w Rio de Janeiro w 1992 r. przyjęto, że zjawisko globalnego ocieplenia jako efekt działalności człowieka należy uznać za naukowo udowodniony fakt. Stwierdzenie to było wówczas i jest nadal fałszywe. Na podstawie analizy literatury na temat globalnego ocieplenia mogę dziś jasno stwierdzić, że wpływ człowieka na klimat wcale nie został udowodniony. Pogląd ten wciąż pozostaje tylko hipotezą. Niekiedy nachodzą mnie refleksje, że problem ocieplenia klimatu przez człowieka został wymyślony przez polityków, a służyć ma ich karierze. Przykładem jest tutaj były amerykański wiceprezydent Al Gore, który całą swoją przyszłość polityczną buduje na lansowaniu tej tezy.
Warto jednak pamiętać, że jest grupa naukowców bardzo sceptycznych wobec wyników publikowanych przez IPCC. To są także wybitni specjaliści, wśród których nie brak noblistów.
Do ich grona dołączył m.in. propagator teorii o zgubnym wpływie człowieka na klimat prof. James Hansen.
Jeszcze w 1988 r. przewidywał on wzrost temperatury o 0,35 st. C w ciągu dekady. W rzeczywistości podskoczyła ona o 0,11 stopnia.
Czyli pomylił się o 300 proc.?
Tak, a że jest rzetelnym naukowcem, wycofał się ze swoich stwierdzeń. W 1998 r. na łamach amerykańskiego tygodnika naukowego „Proceedings of the National Academy of Sciences” ukazał się jego artykuł, w którym przyznał, że nie znamy natury zjawisk powodujących zmiany klimatu i dlatego nie jesteśmy w stanie określić jego przyszłości.
Jednak za redukcję emisji CO2 trzeba płacić i to miliardy dolarów, co nakazuje Protokół z Kioto.
Ten Protokół nie ma żadnego sensu. Między innymi zobowiązuje on sygnatariuszy, aby do 2012 r. zmniejszyć emisję dwutlenku węgla do poziomu o 5,2 proc. niższego niż w 1990 r. A to jest po prostu niemożliwe. Tkwi w tym jakiś potworny fałsz.
Dlaczego?
Bo produkcja energii elektrycznej z węgla i gazu, powodująca emisję CO2 do atmosfery, podwoi się do 2030 r. I nie pomogą odnawialne źródła energii, bo nie będą w stanie zaspokoić popytu. Z powodu antyatomowej histerii Zielonych nie propaguje się również rozwoju energetyki jądrowej, która nie wytwarza dwutlenku węgla. Więc jak zaspokoić zapotrzebowanie świata na energię? Spełnienie żądań Protokołu z Kioto oznaczałoby zmniejszenie produkcji energii elektrycznej, czyli globalny krach cywilizacyjny. A tego chyba nikt, poza grupą Zielonych radykałów, nie chce.
Prof. Zygmunt Kolenda jest specjalistą w dziedzinie energetyki cieplnej, pracuje w Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Jest także członkiem Polskiej Akademii Umiejętności, gdzie m.in. współprzewodniczy Komisji Zagrożeń Cywilizacyjnych.