Wydaje się, że nie ma nic prostszego – ot, historia z dobrze zdefiniowanym początkiem wiosną roku 1971. Inżynierowie niewielkiej i nieznanej firmy Intel opracowują półprzewodnikowy układ scalony, na którego powierzchni umieszczają 2300 tranzystorów. Pierwszy mikroprocesor w dziejach cywilizacji. Nadają mu nazwę 4004 – i obserwują, jak zmienia oblicze tego świata.
Następcy 4004 szybko kolonizują technosferę. Co półtora roku stają się dwukrotnie szybsi. Powstają masowo, cena spada. Ludzie obsadzają ich w roli centralnych jednostek obliczeniowych urządzeń, które zwane będą komputerami osobistymi. Katalizują transformację naukową, społeczną. I tak dalej. Ale historia mikroprocesora nie jest prosta. Wcale nie zaczyna się 50 lat temu. Ma wiele etapów, wielu ojców, wiele równoległych wątków, krętych ścieżek, ślepych uliczek. Bardziej przypomina ewolucję niż „inteligentny projekt”.
Czip wyłonił się z chaosu powojennego entuzjazmu wynalazców, optymizmu, że przyszłość można kształtować, nietuzinkowości twórców – oraz potężnych, głodnych nowych technologii sił rynkowych. Spróbujmy opowiedzieć o tym fenomenie możliwie krótko – w paru bitach.
Krzem
Zaglądając do wnętrza mikroprocesora, znajdziemy zwykle… piasek, glebę, skałę – a konkretnie krzem, drugi po tlenie najbardziej pospolity pierwiastek na planecie. To z niego głównie składa się jej skorupa. Jest stabilny, wytrzymały, przewidywalny, a jego właściwości elektryczne można zmieniać w sposób dramatyczny, domieszkując go innymi pierwiastkami.
Półprzewodnik
Nie byłoby mikroprocesora bez jego „cząstki fundamentalnej”, czyli tranzystora. Tranzystora nie byłoby zaś bez odkrycia zjawiska półprzewodnictwa. W 1833 r. dokonał tego Michael Faraday, wielki filozof przyrody.