„I pchnijcie mnie porządnie. Wreszcie./Chcę spać, oślizłe zielsko wokół mnie się owija” – oto ostatnie słowa Billy’ego Budda, bohatera noweli amerykańskiego XIX-wiecznego pisarza Hermana Melville’a. Budd, nieziemskiej urody młody marynarz, został skazany na śmierć za czyn, którego dopuścił się w afekcie na innym członku załogi brytyjskiego okrętu wojennego „Bellipotent”. Byłby został zapewne ułaskawiony, gdyby nie pewna pechowa okoliczność.
Był rok 1797 i echa rewolucji francuskiej dotarły na pokład każdego okrętu Royal Navy. Skłaniały marynarzy do śmielszego formułowania skarg związanych z warunkami służby, stając się przyczyną niejednego buntu. A bunt taki mógł przemienić „sztandar ustanowionego prawa i wolności we wrogi czerwony meteor nieokiełznanej i niepohamowanej rewolty”, pisał Melville. Władze imperium kazały więc karać bezwzględnie nawet błahe wykroczenia.
A może jednak wyrok śmierci na Budda wydano słusznie? Może jednostkowy akt nieposłuszeństwa w pewnych warunkach musi prowadzić do zjawiska kolektywnego? Czy można opisywać podobne zjawiska twardymi prawami, tak jak to się robi w fizyce czy biologii?
Na te słabo znane wody wypuścili się Steven Pfaff, socjolog z University of Washington, i Michael Hechter, historyk z Arizona State University. Sięgnęli do niezwykle bogatych w dane, ale wcześniej nie studiowanych systemowo zapisów w dziennikach pokładowych z czasów świetności Royal Navy (1740–1820) – a swoje odkrycia opisali w wydanej przed paroma miesiącami książce „The Genesis of Rebellion. Governance, Grievance and Mutiny in the Age of Sail” („Geneza rebelii. Zarządzanie, skargi i bunt w wieku żagli”).
To skupienie uwagi na zamkniętej przestrzeni nie jest niczym nowym.