Pod koniec maja dziennik „The Wall Street Journal” opublikował artykuł, który wywołał burzę na całym świecie. Nowojorska gazeta otrzymała od swojego informatora nieznany opinii publicznej raport amerykańskiego wywiadu. Miałoby z niego wynikać, że w listopadzie 2019 r. trójka pracowników Instytutu Wirusologii w Wuhanie zapadła na nieznaną chorobę i wylądowała w szpitalu.
Ponieważ ta placówka naukowa należy do wiodących ośrodków badających koronawirusy, posiada jeden z największych na świecie ich zbiór oraz laboratorium o najwyższym możliwym (uzyskanym w 2017 r.) poziomie zabezpieczeń biologicznych BSL-4 (Biosafety Level 4), pozwalającym na pracę z najgroźniejszymi chorobotwórczymi patogenami, podejrzenia nasuwały się same: prawdziwymi pacjentami zero mogła być owa trójka chorych pracowników Instytutu Wirusologii, położonego niedaleko słynnego targu w Wuhanie, na którym miała rozpocząć się pandemia – według oficjalnej wersji na początku grudnia 2019 r., gdy odnotowano pierwsze przypadki choroby nazwanej później Covid-19.
Covidowy ping-pong
Sensacyjny artykuł w „The Wall Street Journal” podgrzał toczącą się od ponad roku debatę o pochodzeniu koronawirusa. Czy SARS-CoV-2 rzeczywiście „naturalnie” przeskoczył ze zwierząt (nietoperzy, choć zapewne za pośrednictwem innych ssaków, np. łuskowców) na ludzi, czy też wydostał się – najprawdopodobniej niechcący, poprzez zainfekowanych pracowników – z chińskiego laboratorium? Na doniesienia dziennika zareagował sam prezydent Joe Biden, polecając amerykańskim służbom wywiadowczym przygotować w ciągu 90 dni raport na ten temat, który po sporządzeniu będzie udostępniony opinii publicznej.
To jeszcze bardziej zagęściło i tak już ciężką atmosferę w relacjach Chiny–USA, gdyż rzecznik chińskiego MSZ oświadczył, że Amerykanie najwyraźniej nie są zainteresowani faktami i prawdą, jak również rzetelnymi naukowymi badaniami pochodzenia paraliżującego świat koronawirusa.