Zaczepne pytanie dziennikarza, które padło w Sztokholmie podczas ogłaszania laureatów Nagród Nobla w dziedzinie medycyny: czy Komitet podejmujący decyzję spędził ostatni rok w ścisłym zamknięciu, skoro przeoczył, czym przez ten okres żył cały świat, dobrze oddało emocje oczekujących na tegoroczny werdykt. To przecież pandemia i szczepionki mRNA, których olbrzymią przydatność zweryfikowała walka z koronawirusem SARS-CoV-2, uświadomiły praktyczne znaczenie naukowych odkryć w medycynie. A uhonorowanie ich twórców byłoby równoznaczne ze wskazaniem najlepszej metody, jaką wynalazła ludzkość z walce z wciąż niebezpiecznymi chorobami zakaźnymi.
Ciepło, zimno i dotyk
Sekretarz Komitetu Noblowskiego musiał więc wyjaśnić, że wybrana para naukowców z Kalifornii – David Julius i Ardem Patapoutian – choć była również zaskoczona wyróżnieniem, w tym roku „wydała się najbardziej godna, bo odkrycie jednej z tajemnic natury zmysłów na poziomie molekularnym ma zasadniczą wartość dla naszego przetrwania”.
Rzeczywiście, dzięki receptorom dotyku i temperatury, które rozpoznali w ciele Amerykanin i Ormianin (urodzony w Libanie), człowiek może wyczuwać środowisko, w którym żyje. A to ratuje nas przed wieloma niebezpieczeństwami: m.in. ogniem, mrozem czy skaleczeniami. Przed badaniami Juliusa i Patapoutiana zrozumienie tego, jak system nerwowy wyczuwa i interpretuje sygnały napływające z otoczenia, ograniczało się w zasadzie tylko do rozpoznawania włókien nerwów czuciowych, które prowadzą impulsy ze skóry do mózgu. Ale nie pojmowano, w jaki sposób temperatura otoczenia lub bodźce mechaniczne odbierane przez organizm (np. ukłucie szpilką, zranienie nożem) są przekształcane w impulsy w układzie nerwowym.
David Julius, profesor fizjologii, używał w swoich badaniach, rozpoczętych w latach 90.