Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Nauka

Zmarł ojciec „chemii życia"

Stanley L. Miller w laboratorium © Bettmann/CORBIS Stanley L. Miller w laboratorium © Bettmann/CORBIS
Amerykański biochemik Stanley L. Miller udowodnił, że powstanie życia na Ziemi nie było żadnym cudem, ale rezultatem normalnych procesów chemicznych.

20 maja, w wieku 77 lat, zmarł emerytowany profesor University of California w San Diego, Stanley L. Miller. Był on wybitnym uczonym i autorem jednej z najważniejszych publikacji naukowych XX wieku, która ukazała się 15 maja 1953 r. na łamach tygodnika „Science". Opisał w niej swój przełomowy eksperyment, w którym odtworzył warunki panujące na bardzo młodej Ziemi.

Miller zainteresował się zagadnieniem narodzin życia, gdy był młodym doktorantem na Wydziale Chemii University of Chicago. Trafił wówczas na wykład prof. Harolda Ureya, wybitnego chemika i laureata Nagrody Nobla. Opowiadając o powstaniu Układu Słonecznego Urey wspomniał mimochodem, że pierwotna atmosfera Ziemi ponad 4 mld lat temu była zapewne pozbawiona gazowego tlenu, ale za to bogata w metan, amoniak oraz parę wodną. Z tych prostych związków chemicznych - na skutek działania promieniowania lub wyładowań elektrycznych - mogły powstawać substancje organiczne, czyli podstawowe cegiełki życia.

Ta krótka dygresja niezwykle zaciekawiła Millera. O samorzutnym powstaniu życia na Ziemi mówiło się wprawdzie od jakiegoś czasu, ale wszystko sprowadzało się do teoretycznych spekulacji, nie popartych żadnymi eksperymentami. Pierwsze dociekania na ten temat, jeszcze w latach 20. ubiegłego stulecia, opublikował wybitny rosyjski biolog Aleksander Oparin. Zakładał on istnienie pierwotnej beztlenowej atmosfery ziemskiej bogatej w proste związki wodoru, węgla, azotu i tlenu.

Miller postanowił teorię tę sprawdzić i swoją pracę doktorską poświęcił próbom stworzenia z mieszaniny gazów cząsteczek niezbędnych do powstania życia. Harold Urey, do którego zwrócił się z prośbą o opiekę nad doktoratem, wcale nie był zachwycony tym pomysłem - obawiał się, że z eksperymentu może nic nie wyjść. Jednak Miller w końcu przekonał go przyrzekając, że jeśli przez pół roku nie otrzyma znaczącego wyniku, porzuci badania.

Reklama