Kijów walczy o historię
Rosjanie kradną zabytki, niszczą, palą książki. Ukraina to archeologiczne eldorado
Dzisiejsza Ukraina, obszar na styku Azji i Europy, to archeologiczne Eldorado. Znali je albo zamieszkiwali wszyscy, którzy wędrowali ze wschodu na zachód lub w drugą stronę. Stąd ślady Indoeuropejczyków, Scytów, Greków, Sarmatów, Gotów, Hunów, Awarów, Słowian i wielu innych ludów, które wprowadziły w dziejach sporo zamętu.
Paradoksem jest, że w Ukrainie nie można teraz studiować archeologii, co poniekąd jest jeszcze spadkiem po ZSRR. Władzom imperium nie zależało, by w jego prowincji tworzyć naukę, która mogłaby podważać narrację wielkoruską. A po uniezależnieniu się Ukrainy archeologia była jedynie specjalizacją w ramach studiów historycznych. W efekcie jeszcze niedawno było tam zaledwie 300 archeologów. Tyle że 100 z nich poszło na front, a 20 zginęło. Jeśli doliczyć do tego osoby w zaawansowanym wieku, to okazuje się, że w tym dwa razy większym od Polski państwie na każde województwo przypada raptem kilku specjalistów. Podobne braki kadrowe są też wśród konserwatorów zabytków. Skala zniszczeń, jakich doświadcza ukraińskie dziedzictwo, sprawia zaś, że to właśnie tych ekspertów potrzeba najbardziej.
– Pomimo lat doświadczeń na wykopaliskach i piastowania funkcji dyrektorki skansenu jestem „naukową sierotą” – mówi Natalia Wojteszuk, archeolożka i muzealniczka z ministerstwa kultury i polityki informacyjnej Ukrainy. W 2010 r. pracowała na stanowiskach w Dźwinogrodzie pod Lwowem, jednej ze stolic księstwa halicko-wołyńskiego. Podczas przygotowań do jubileuszu 800-lecia powstania grodu badali go Rosjanie, ale Ukraińcom zależało na weryfikacji ich wyników. Wojteszuk wpadła na pomysł, by przekształcić grodzisko w skansen, wykorzystując porosyjską infrastrukturę i nowoczesne technologie. – Dziedzictwo to kapitał, który można spieniężyć, przy okazji chroniąc je i popularyzując wiedzę o przeszłości.