Podejrzany podejźrzon
Podejrzany podejźrzon, czyli magiczny kwiat paproci. Pora obalić mity
Wszystko, co żyje dziś wśród ludu z pojęć o roślinach miłośniczych, da się odnieść do literatury XVI w. Możemy się cofnąć i w głąb średnich wieków, ale i tam nie możemy się doczytać niczego, co by było rodzime. Wszystko, co wiemy o nasięźrzałach, ma źródło w literaturze starożytnej. Czyżby Słowianie, wyniósłszy ze wspólnego pnia indoeuropejskiego różne pojęcia i wyobrażenia, nie umieli ich tak urobić na własną modłę, jak Grecy i Rzymianie? Może być, że tak było; jeżeli jednak tak było, to ślady tego zostały zatarte przez późniejsze cywilizacyjne wpływy” – żalił się Józef Rostafiński (1850–1928), twórca polskiej szkoły tego, co dziś określa się etnobotaniką, czyli nauką o związkach roślin z kulturą, zwłaszcza ludową. A swój żal wyraził na stronach wydanej na przełomie XIX i XX w. „Encyklopedii staropolskiej”.
Najsłynniejsza „roślina miłośnicza” – kwiat paproci – wydaje się jednak rodzimym pojęciem. W zielnikach z przełomu średniowiecza i renesansu, obficie czerpiących z Dioskuridesa, Teofrasta i im podobnych, na próżno jej szukać. Owszem, są paprocie różnych gatunków, ale nie mają magicznych kwiatów. Śródziemnomorska kultura raczej się nimi nie zajmowała.
W polskiej kulturze wyższej legendę o kwiecie paproci utrwalił Józef Ignacy Kraszewski. W jego wersji kwiat ten zakwita tylko w noc świętojańską i jest niepozorny – rozwija się dopiero po zerwaniu przez wtajemniczoną osobę. Co najważniejsze, daje bajeczne bogactwo i spełnia wszystkie życzenia pod warunkiem niedzielenia się tak zdobytym szczęściem. Skrajny egoizm jednak nie jest w stanie dać prawdziwego szczęścia, więc staje się przekleństwem.
To wersja dziś kanoniczna, ale nie jedyna. Lucjan Siemieński (1807–77) przywołuje ludową opowieść o tym, że kwiat paproci przynosi szczęście, ale nie jest ono obwarowane warunkami.