U Kraka za piecem
U Kraka za piecem. W tym miasteczku tętniło kiedyś życie. Widoki nadal są obłędne
Po zwiedzeniu zamku królewskiego i katedry krakowskiej ci, którzy mają ochotę na kawę, muszą przejść przez plac, ponieważ kawiarnia z widokiem na Wisłę znajduje się po drugiej stronie wzgórza. Po drodze mijają fundamenty dwóch kościołów, jednak raczej nie przypuszczają, że tę pustą dziś przestrzeń przez setki lat wypełniały domy, warsztaty i szynki. Całe miasteczko. – Wawel był ewenementem, ponieważ przy żadnej innej średniowiecznej siedzibie królewskiej na wzgórzu nie było miejsca na zabudowę miejską, więc zazwyczaj całe zaplecze dworów królewskich znajdowało się w leżących u podnóża zamków podgrodziach – zauważa dr Magdalena Młodawska, kierowniczka wawelskiego działu Lapidarium i Rezerwatów.
Na wzgórzu, poza rodziną królewską i setką duchownych, mieszkało równie wielu świeckich, którzy dbali o dobrostan i bezpieczeństwo władców: gotowali, prali, pracowali w stajni, wozowni i psiarni, wytwarzali przeróżne przedmioty. Służby potrzebowali też burgrabiowie, biskup i inni duchowni.
Smrody i zapachy
Gdy Zygmunt III Waza przeniósł pod koniec XVI w. stolicę do Warszawy, zamek na Wawelu przestał być główną siedzibą królewską, ale ośrodek kwitł, ponieważ Kraków zachował status duchowej stolicy i nadal w katedrze odbywały się koronacje królów, a ich ciała uroczyście składano w katedralnych kryptach. – Pierwotnie w miasteczku przeważała własność świecka i prywatna. Z czasem przechodziła w ręce duchowieństwa, jak dom kanonika Stanisława Borka, dyplomaty i sekretarza Zygmunta Starego, który zapisał go wikariuszom. W pewnym momencie duchowni zdominowali osadę, choć nadal żyli tam zarządzający zamkiem burgrabiowie z rodzinami oraz biedniejsi mieszczanie, co sprawiało, że na wzgórzu można było spotkać przedstawicieli wszystkich stanów – mówi dr Młodawska.