Jeden z polskich dzienników ostrzegał niedawno, ustami anonimowego pilota LOT, że „lot przez Atlantyk stanie się horrorem”. Jego zdaniem, nad oceanem zaczęły szaleć burze, jakich najstarsi kapitanowie nie pamiętają, a on sam coraz częściej boi się o swoje życie. Na potwierdzenie tych słów przytacza niedawny przypadek lotowskiego Boeinga 767, który wpadł w burzę lecąc z Chicago, ale udało mu się wylądować awaryjnie w Toronto.
Zobacz także ranking największych i najlepszych lotnisk świata
Kto w takich okolicznościach bez lęku wejdzie do samolotu, skoro na dodatek – jak znów donoszą media – linie lotnicze nękane kryzysem oszczędzają na bezpieczeństwie pasażerów? A przecież musimy latać. Mimo kryzysu gospodarczego liczba pasażerów zapewne w tym roku przekroczy 2 mld (!) osób. Pisaliśmy niedawno, że samolot to wciąż najbezpieczniejszy środek transportu, a największym zagrożeniem (jeśli w ogóle) jest coraz większy ruch lotniczy. Wracamy do sprawy, bo opinii o gorszym – dosłownie – klimacie dla lotnictwa nie należy bagatelizować.
Z uzyskanych przez nas informacji wynika, że pogoda jest ostatnio mniej stabilna (choć pewności i w tej kwestii nikt nie ma), ale to jedynie oznacza, iż turbulencje mogą zdarzać się częściej. Samolotom jednak nic nie grozi. Przepytani przez „Politykę” piloci, Tomasz Pietrzak i Jerzy Makula, zgodnie twierdzą, że większych niż w latach poprzednich burz nad Atlantykiem nie widzieli, choć regularnie latają na transoceanicznych trasach.