Adam Grzeszak: – Od dwóch lat czuliśmy się obywatelami gazowego mocarstwa. Prognoza amerykańskiej rządowej agencji US EIA mówiła, że Polska dysponuje gigantycznymi zasobami gazu łupkowego – 5,3 bln m sześc. Tymczasem raport PIG burzy ten piękny obraz. Według waszej oceny ilość gazu ziemnego, jaką uda się wydobyć z polskich złóż łupkowych, najprawdopodobniej będzie się mieściła w przedziale 0,34–0,76 bln m sześc. Gdzie się podziało 4,5 bln m sześc. naszego gazu?
Prof. Jerzy Nawrocki: – Informacja na temat 5,3 bln m sześc. wydobywalnych zasobów gazu ziemnego z łupków pojawiła się w raporcie przygotowanym na zamówienie US EIA, opisującym światowe zasoby surowców energetycznych. Wcześniej były także inne, bardziej umiarkowane oceny przygotowywane przez różne, m.in. amerykańskie firmy konsultingowe. Rozrzut wyników był spory – od 0,5 do 3 bln m sześc. Oczywiście medialną karierę zrobiła najbardziej optymistyczna prognoza. Niestety, została dokonana uproszczoną metodą tzw. wolumetryczną, a na dodatek autorzy przyjęli, że obszar złóż łupków pokrywa się z obszarami koncesyjnymi firm poszukujących gazu. Tymczasem, co łatwo sprawdzić, obszary te są dużo większe. W efekcie wyszedł tak imponujący wynik, który naszym zdaniem może odpowiadać zasobom geologicznym gazu z łupków, ale w żadnym wypadku nie są to zasoby wydobywalne.
Czy jest duża różnica między tymi dwoma rodzajami zasobów?
W przypadku gazu niekonwencjonalnego – ogromna. Przy dzisiejszym stanie technologii można wydobyć maksymalnie 25 proc. zasobów geologicznych surowca zgromadzonego w łupkach, wówczas gdy ze złóż konwencjonalnych udaje się wydobyć nawet 90 proc. W większości przypadków odwiertów w łupkach wydobycie gazu wynosi średnio kilkanaście procent, a zdarza się, że nawet poniżej procenta zasobów. Dlatego poważnym wyzwaniem, przed jakim stanęliśmy, było oszacowanie wydobywalności gazu z polskich złóż.
Od czego ta wydobywalność zależy?
Po pierwsze, od wielu czynników geologicznych – między innymi twardości i porowatości skał, ciśnienia złożowego, zawartości materii organicznej i jej dojrzałości termicznej, czyli zdolności do generowania gazu. Po drugie, od poziomu technik udostępniających, w tym przypadku szczelinowania hydraulicznego. Jednak mechanizm tego zjawiska nie jest do końca poznany i nie wiemy do końca, dlaczego jeden otwór daje 25 proc. gazu, a inny zaledwie 0,5 proc. Co gorsza, tego się nie da przewidzieć nawet po przeprowadzeniu wiercenia. Geolodzy żartują, że ze stuprocentową pewnością zasoby można ocenić dopiero po zakończeniu wydobycia. Dlatego w naszym raporcie podaliśmy kilka wielkości. Maksymalne zasoby gazu w formacjach łupkowych na obszarze lądowym i morskim to, według naszej oceny, 1,92 bln m sześc., ale biorąc pod uwagę wspomniane czynniki najbardziej prawdopodobny wydaje się przedział 346–768 mld m sześc.
Jak do tego doszliście?
Pomogli nam w tym koledzy z amerykańskiej służby geologicznej US Geological Survey. USA są jedynym krajem, gdzie na dużą skalę prowadzi się eksploatację złóż gazu z łupków. Służba geologiczna US GS ma więc bogate doświadczenie w metodologii oceny zasobów gazu, dysponuje też specjalistycznym oprogramowaniem do prowadzenia obliczeń.
Żeby prowadzić obliczenia, trzeba mieć jakieś dane wyjściowe. Jakimi danymi mogliście dysponować, skoro wiercenia dopiero niedawno się rozpoczęły?
W latach 1950–90 prowadzono w Polsce duże programy badań geologicznych. Dysponujemy danymi z wielu otworów rozpoznawczych, mamy rdzenie, czyli próbki skał pobranych z różnych głębokości. Dzięki temu nie tylko wiemy, gdzie są złoża łupków, ale także sporo możemy o nich powiedzieć. Dane z 39 takich otworów posłużyły do szacowania zasobów.
Jeśli wydobycie gazu z łupków jest taką loterią, to jak możemy ocenić, ile uda nam się wydobyć?
Szukaliśmy w USA złóż podobnych do naszych i na podstawie danych na temat ilości wydobytego tam z poszczególnych otworów gazu szacowaliśmy spodziewane wyniki dla Polski.
Minister skarbu Mikołaj Budzanowski, który z ramienia rządu jest dziś odpowiedzialny za program wydobycia gazu łupkowego, komentując wasz raport, dał do zrozumienia, że wyniki mogą być niewiarygodne, bo są oparte na bardzo starych odwiertach. Musimy wiercić, żeby się czegoś dowiedzieć – zapowiedział. Może jednak dowiercimy się do tych 5,3 bln m sześc.?
Oczywiście wiercić trzeba, ale trudno spodziewać się jakiegoś przełomu w naszej wiedzy na temat zasobów gazu z łupków. Niebawem US GS przedstawi swoją prognozę na temat zasobów gazu z łupków na świecie, w tym i w Polsce, nie sądzę jednak, by ich wyniki zasadniczo różniły się od danych zawartych w naszym raporcie. Sami planujemy, by co dwa lata aktualizować go w miarę postępu prac poszukiwawczych. Do najświeższych danych jeszcze nie mamy dostępu, bo pochodzą z wierceń prowadzonych przez firmy poszukujące gazu i jeszcze nie zostały przez nie opracowane. Firmy mają obowiązek po zakończeniu prac na obszarze ich koncesji przekazać wyniki badań do Ministerstwa Środowiska.
Pierwsze informacje nadchodzące z firm poszukiwawczych nie są zbyt optymistyczne. Gazu w odwiertach jest mniej, niż można się było spodziewać.
Pamiętajmy jednak, że jesteśmy dopiero na początku drogi. Firmy poszukujące gazu dokonały w Polsce niewielu odwiertów i jeszcze mniej zabiegów szczelinowania. Trudno o jednoznaczną ocenę. Amerykanie zauważyli, że na terenie każdego obszaru węglowodorowego, czyli jednolitej formacji geologicznej, istnieje sweet spot (słodki punkt) – niewielki obszar, gdzie skoncentrowana jest większość (nawet 90 proc.) zasobów gazu. Zapewne i u nas takie słodkie punkty uda się znaleźć.
A ile obszarów łupkowych mamy na terenie Polski?
Najważniejszy, który był przedmiotem naszej analizy, jest jeden – dolnopaleozoiczny basen bałtycko-podlasko-lubelski. To pas zaczynający się od bałtyckiego szelfu na wysokości Łeby i Wejherowa, a potem ciągnący się przez Podlasie i Lubelszczyznę do wschodniej granicy. Są wprawdzie jeszcze inne obszary złożowe. Obiecujący, jeśli chodzi o gaz, wydaje się teren monokliny przedsudeckiej na Dolnym Śląsku, gdzie także prowadzone są poszukiwania. Jednak ze względów na budowę geologiczną tego regionu i dużą liczbę uskoków tektonicznych wydobycie gazu z łupków metodą odwiertów horyzontalnych będzie bardzo trudne. Inne obszary złożowe mogą nie nadawać się do eksploatacji, bo albo warstwy łupków są w nich zbyt cienkie (muszą mieć przynajmniej 15 m grubości), albo zalegają one zbyt głęboko.
Czyli firma, która na swoim obszarze koncesyjnym trafi na słodki punkt, wygra los na loterii?
Z pewnością. Poszukiwanie gazu z łupków to biznes kosztowny i obarczony olbrzymim ryzykiem niepowodzenia. Oczywiście sukces zapewnia duże zyski. Jednak dziwią mnie pojawiające się komentarze, że udzielając koncesji zagranicznym firmom bezmyślnie rozdajemy skarby. Te skarby trzeba najpierw znaleźć, a to nie takie proste i tanie.
Wasz raport mówi o zasobach gazu w łupkach nie tylko na lądzie, ale także pod dnem Bałtyku. Pierwsze firmy deklarują zamiar poszukiwania i wydobycia gazu na szelfie bałtyckim. Czy to realne?
Analizowana przez nas formacja łupków rozciąga się także pod dnem Bałtyku, więc zapewne i tam jest gaz. Teoretycznie można byłoby go wydobywać. Przeszkodą jest ekonomia. Wydobycie gazu z łupków jest drogie, na dodatek nasze złoża leżą stosunkowo głęboko (średnio na 3 km), a wraz z głębokością rosną koszty poszukiwania i wydobycia. W przypadku prac na morzu te koszty muszą się zwielokrotnić. Dlatego nikt na świecie nie prowadzi dziś eksploatacji niekonwencjonalnych złóż na morzu. Jednak stroną ekonomiczną wydobycia gazu z łupków nie zajmowaliśmy się w naszym raporcie. Nie ocenialiśmy, gdzie opłaca się wydobycie, a gdzie nie. To są sprawy, o których samodzielnie muszą decydować poszczególne firmy. Z pewnością jednak rozwój technologii będzie wpływał na poprawę opłacalności wydobycia.
Poza gazem mamy w łupkach także ropę naftową. Oceniliście, że zasoby mieszczą się w przedziale 215–268 mln ton. Wystarczyłoby na pokrycie zapotrzebowania kraju przez dekadę.
Nasze złoża łupków zawierają więcej gazu niż ropy. Zadecydowały o tym tzw. okna termiczne, czyli temperatura w złożu, która sprzyjała przekształcaniu materii organicznej zawartej w skałach w węglowodory. U nas bardziej sprzyjała gazowi. Z ropą możemy mieć do czynienia na wschodnich krańcach naszego pasa łupkowego.
Wasz raport wyraźnie zgasił nastroje. Przedstawiciele firm prowadzących poszukiwania gazu są rozczarowani, bo nie dowiedzieli się dużo więcej, niż wiedzieli. Przekonują, że zdawali sobie sprawę, że dotychczasowe prognozy są zawyżone, a oni muszą i tak mieć własne, dotyczące swoich obszarów koncesyjnych. Politycy są rozczarowani, bo redukując 10-krotnie optymistyczną prognozę zasobów gazu, podcinacie narodowi skrzydła i tylko Gazprom się cieszy. Komu więc potrzebna była wasza praca?
Zdaję sobie sprawę z politycznego kontekstu naszych badań. Jesteśmy jednak instytutem naukowym i nie możemy kierować się tym, czy wyniki naszej pracy będą politycznie użyteczne, czy też nie. Pełnimy przede wszystkim funkcję państwowej służby geologicznej, której obowiązkiem jest ocena zasobów surowcowych kraju. Prowadzimy tę pracę na potrzeby administracji państwowej. Szacujemy zasoby wszystkich kopalin, ale dziś największe emocje budzi gaz łupkowy. Pojawiły się już nawet pytania, na czyje zlecenie działaliśmy i za czyje pieniądze został sporządzony raport?
No właśnie. Czyje?
Wyjaśniam: nie było niczyjego zlecenia. Inicjatywa była nasza i całość prac została sfinansowana wyłącznie ze środków własnych Instytutu.
Bogato, ale nie za bogato
Gaz.
Oszacowane w wyniku badań ekspertów Państwowego Instytutu Geologicznego łączne, możliwe do wydobycia (przy dzisiejszym stanie techniki) zasoby gazu ziemnego z formacji łupkowych dla polskiej lądowej i szelfowej (morskiej) części basenu bałtycko-podlasko-lubelskiego mogą wynosić maksymalnie 1,92 bln m3. Jednak z największym prawdopodobieństwem będzie to 346 do 768 mld m3. Są to więc zasoby 2,5–5,5-krotnie większe od udokumentowanych do tej pory ze złóż konwencjonalnych (ok. 145 mld m3). Przy obecnym rocznym popycie na gaz ziemny w Polsce (ok. 14,5 mld m3) zasoby gazu ze złóż konwencjonalnych i niekonwencjonalnych wystarczą na pokrycie pełnego zapotrzebowania polskiego rynku na gaz ziemny przez 35–65 lat.
Ropa.
Wydobywalne zasoby ropy naftowej z formacji łupkowych mogą wynosić maksymalnie 535 mln ton. Najprawdopodobniej mieszczą się w przedziale 215–268 mln ton. Są więc 8,5–10,5-krotnie większe od udokumentowanych do tej pory zasobów ze złóż konwencjonalnych (ok. 26 mln ton). Przy obecnym rocznym popycie na ropę naftową w Polsce (24 mln ton) łączne zasoby wystarczają na pokrycie pełnego zapotrzebowania polskich rafinerii na ropę naftową przez 10–12 lat.
Gaz łupkowy.
Pod względem chemicznym to normalny gaz ziemny z wysoką zawartością metanu. Stanowi jedną z odmian gazu niekonwencjonalnego, którego zasoby na świecie są wielokrotnie większe niż konwencjonalnego. O tym, że w pokładach łupków osadowych – bardzo twardych i nieprzepuszczalnych skał – jest gaz, wiadomo już od XIX w. Skały te zawierają bowiem materię organiczną, która została w nich uwięziona przed milionami lat i pod wpływem zjawisk geotermalnych oraz ciśnienia uległa przekształceniu w węglowodory. W zależności od warunków, jakie panowały w złożu, powstawała ropa naftowa lub gaz ziemny. Część węglowodorów migrowała z tzw. skały macierzystej i jeśli natrafiła na odpowiedni układ geologiczny – porowate skały zbiornikowe otoczone warstwą nieprzepuszczalną – tworzyła złoża konwencjonalne. Jednak duża część węglowodorów pozostaje nadal uwięziona w łupkach. Dopiero od niedawna, dzięki rozwojowi technik wydobywczych, udaje się opłacalnie eksploatować takie zasoby.
Polega to na wierceniu pionowych otworów, od których odchodzą długie otwory poziome – w nie tłoczy się wodę z piaskiem i dodatkami chemicznymi. W efekcie skała kruszy się, a piasek zapobiega jej zaciskaniu, dzięki czemu gaz ze złoża może płynąć na powierzchnię. W podobny sposób jak z łupków wydobywa się inne odmiany gazu niekonwencjonalnego – gaz zaciśnięty (uwięziony w wielu drobnych izolowanych porach skalnych) oraz CBM, czyli metan w pokładach węgla.