Energochłonne kryptowaluty
Jedna transakcja z bitcoinami zużywa więcej energii niż statystyczny Polak w tydzień
Produkcja bitcoinów, kryptowaluty opierającej się na technologii blockchain, pożera coraz więcej energii. Według wyliczeń serwisu Motherboard komputery wykorzystywane do ich generowania zużywają tyle samo energii co ponad 820 tysięcy amerykańskich domów.
Spektakularnych danych jest więcej: każda transakcja bitcoinów zużywa co najmniej 77kWh energii, czyli tyle co statystyczny Polak przez nieco ponad tydzień. To zresztą szacunek ostrożny, zakładający idealną wydajność energetyczną komputerów oraz brak strat.
Analityk rynku kryptowalut, Alex de Vries, dodaje, że przy obecnych cenach bitcoinów opłaca się zużywać nawet 215 kWh energii na jedną transakcję (dziennie jest ich ok. 300 tysięcy). W skali roku to mniej więcej tyle, ile potrzebuje cała Nigeria. Według Motherboard tyle samo energii zużywa przeciętna lodówko-zamrażarka przez cały rok. W czajniku takim samym kosztem energetycznym można by zagotować prawie 1,9 tysiąca litrów wody.
Tak potężne zużycie energii przekłada się na emisję dwutlenku węgla, tym bardziej że duża część światowej produkcji bitcoinów ma miejsce w zasilanych energią z węgla miastach w Chinach.
Drogi bitcoin warty smogu
Bitcoin jest obecnie warty ponad 7 tysięcy dolarów, niemal dziesięciokrotnie więcej niż rok temu. Mimo załamań w lipcu i wrześniu tego roku wzrosty wartości kryptowaluty są błyskawiczne. Tylko od początku października bitcoin podrożał o około 60 procent.
A choć kryptowaluty z definicji nie istnieją fizycznie, a tylko w obrocie elektronicznym, nie oznacza to, że nie wymagają inwestycji w twardą infrastrukturę. Bitcoiny „kopie” się poprzez udostępnianie komputera do skomplikowanych obliczeń. Im więcej bitcoinów już wyprodukowano, tym bardziej skomplikowany staje się ten proces, a tym samym wymaga większej mocy obliczeniowej.
Z tego powodu produkcją bitcoinów coraz częściej zajmują się wyspecjalizowane farmy. Największe w Chinach. Według niektórych szacunków w tym kraju może znajdować się nawet ponad połowa światowych mocy produkcyjnych bitcoinów. Z tej działalności słynie szczególnie miasto Ordos w północnej części kraju. Przy tak wysokiej cenie samej kryptowaluty, a równocześnie względnie niskich kosztach pracy, opłaca się inwestować w nowe superkomputery przeznaczone tylko do produkcji nowych bitcoinów.
Opłaca się też zużywać coraz więcej energii. Według De Vriesa tylko jedna kopalnia bitcoinów w Ordos, Bitmain, odpowiedzialna za niecałe 4 proc. światowych zdolności produkcyjnych, zużywa 40 MWh energii. W tej części kraju prąd wytwarza się przede wszystkim z węgla. De Vries szacuje, że oznacza to emisję 24–40 ton dwutlenku węgla na godzinę albo 8–13 ton w przeliczeniu na wydobytego bitcoina.
Przyjmując, że Bitmain odpowiada za 4 proc. światowej produkcji kryptowaluty, można szacować, że kopanie bitcoinów wpływa na emisję co najmniej 600 ton dwutlenku węgla dziennie. To mniej więcej dziesięć razy więcej niż samolot lecący z Warszawy do Los Angeles.
Czego nie widać
Nie ma wątpliwości, że jeśli bitcoiny nadal będą drożały (o czym ekonomiści nie są przekonani, bo wielu twierdzi, że to bańka), to producenci będą gotowi inwestować coraz więcej w moc obliczeniową komputerów, a te z kolei będą potrzebowały coraz więcej energii. Na poprawę efektywności energetycznej kopalni kryptowalut w Chinach nie ma co liczyć.
Jednak mało kto o tym w ogóle myśli. Co zresztą nie jest problemem specyficznym dla bitcoina – dość powszechnie uważa się, że nowoczesne technologie oparte na internecie są z definicji lepsze dla środowiska niż tradycyjne zakłady przemysłowe. Rzadko kiedy bierze się pod uwagę energochłonność takich rozwiązań oraz to, że ta energia jakoś musi zostać wyprodukowana.
Ten sam problem dotyczy aut elektrycznych. Według niektórych dostępnych wyliczeń w krajach takich jak Polska, opierających się na elektrowniach węglowych, wyprodukowanie prądu do naładowania pojazdu elektrycznego powoduje emisję większej ilości dwutlenku węgla, niż powstałoby w wyniku wypalenia baku paliwa. To oczywiście nie znaczy, że samochody elektryczne są gorsze dla środowiska niż spalinowe, ale pokazuje, że sama zmiana paliwa z kopalnego na prąd nie wystarcza, bo podstawowa powinna być zmiana sposobu wytwarzania tego prądu.
W przypadku bitcoinów szkodliwość środowiskową związaną z samą energochłonnością (i sposobem zasilania) produkcji pogarsza wbudowana w system nieefektywność. Motherboard zwraca uwagę, że to problem wszystkich zdecentralizowanych systemów. Kosztem za brak centralnego organu kontroli i obsługi jest powielenie wielu procesów oraz bardzo niska przepustowość pod względem liczby możliwych transakcji. To z kolei powoduje, że aby działać w świecie bitcoina, trzeba zużywać znacznie więcej energii, niż potrzebują np. scentralizowani operatorzy płatności kartami kredytowymi.
A to oznacza, jak słusznie apeluje Motherboard, że warto zadać sobie pytanie, na ile faktycznie potrzebujemy bitcoina. W przypadku transportu coraz więcej osób zdaje sobie sprawę, że warto korzystać z tradycyjnej komunikacji publicznej, a nie własnego auta – nie dlatego, że jest bardziej komfortowa czy szybsza, lecz dlatego, że tego wymaga od nas środowisko. Energochłonne kryptowaluty, tak jak samochody, są cool, ale to jeszcze nie powód, by bez potrzeby ich używać.