To już exodus. Od trzech lat wiele zagranicznych korporacji finansowych sprzedaje swoje oddziały i bez żalu żegna Polskę. Wycofali się włoscy inwestorzy kontrolujący drugi największy bank w Polsce, czyli Pekao oraz Alior Bank, mieszczący się w pierwszej dziesiątce. Za każdym razem kupującym był ubezpieczyciel PZU (w przypadku Pekao działał przy wsparciu Polskiego Funduszu Rozwoju), czyli tak naprawdę państwo. Sam Alior w 2016 r. przejął znaczną część banku BPH, należącego do amerykańskiego koncernu General Electric. W tej chwili przygotowywane jest wchłonięcie Deutsche Bank Polska przez BZ WBK, który sam zmienia właśnie nazwę na Santander. Natomiast Francuzi z BGŻ BNP Paribas połykają austriackiego Raiffeisena.
To zresztą wcale nie koniec ucieczki zagranicznego kapitału. Société Générale, kontrolujący Eurobank, szuka na niego kupca. Mówi się o portugalskim Millennium albo francuskim Crédit Agricole. Ten ostatni zresztą podobno się zastanawia – kupować konkurenta czy też lepiej samemu się sprzedać i zapomnieć o Polsce? Tyle że trzeba by znaleźć chętnego, a o to coraz trudniej. Na polskim rynku tak naprawdę pozostało już tylko kilka dużych banków zagranicznych. To mBank należący do niemieckiego Commerzbanku, holenderski ING Bank Śląski, hiszpański Santander (BZ WBK), Citi Handlowy, BGŻ BNP Paribas, który awansuje do pierwszej ligi po przejęciu Raiffeisena.
Zbyt trudne i kosztowne
Dla PiS najważniejszy jest proces, który partia nazywa repolonizacją, chociaż poprawnie należałoby go określić nacjonalizacją. O ile Pekao rzeczywiście był kontrolowany przez polskich inwestorów (a dokładnie przez rząd) przed prywatyzacją, to już Alior od chwili powstania w 2008 r. pozostawał we włoskich rękach.