Sześć lat temu, gdy Unia Europejska wprowadzała zakaz produkcji i importu tradycyjnych żarówek, emocje były ogromne. Jedni tylko głośno narzekali na odbieranie im taniego, choć zupełnie niewydajnego oświetlenia, a inni w panice robili zakupy na zapas. Teraz podobny los spotyka żarówki halogenowe, minimalnie oszczędniejsze od tych zwykłych. Większość z nich również powoli będzie znikać ze sklepów, bo od września nie można ich w Unii produkować ani ich do niej sprowadzać. Jednak ten zakaz nie wzbudził tak wielkich emocji jak poprzedni. Wielu nawet o nim nie słyszało.
Wyjątkiem jest Wielka Brytania, gdzie tradycyjnie wroga Unii część mediów wykorzystuje brukselskie nakazy i zakazy, by podkreślać, jak to dobrze, że ich kraj już wkrótce opuści Wspólnotę. Poza Wielką Brytanią płaczu za żarówkami nie ma dziś przede wszystkim dlatego, że na rynku oświetlenia doszło do rewolucji. Zawdzięczamy ją technologii LED, która jeszcze kilka lat temu znajdowała się we wczesnej fazie rozwoju, była też droga. Diody LED nie były w stanie zastępować żarówek o dużej mocy i nadawały się raczej jako oświetlenie dekoracyjne lub uzupełniające. Dziś jest inaczej. To oświetlenie LED dominuje, jego ceny spadły (według Komisji Europejskiej aż o 75 proc. od 2010 r.), a technologia się rozwinęła. W jakim stopniu zawdzięczamy to unijnym przepisom?
Chyba w dość dużym. Pierwotnie żarówek halogenowych Bruksela chciała zakazać już w 2016 r., jednak producenci oświetlenia ostro protestowali. Przekonywali Unię, żeby dała im jeszcze przynajmniej cztery lata, do czasu aż lampy LED w pełni zastąpią żarówki. Ostatecznie dostali dodatkowe dwa i – jak się okazało – w pełni im wystarczyły. Ceny oświetlenia LED są nadal wyższe niż tradycyjnych żarówek, ale te różnice w ostatnich latach zmalały.