Tę elektryzującą wiadomość Wytwórnia Surowic i Szczepionek Biomed z Lublina ogłosiła ustami senatora Prawa i Sprawiedliwości Grzegorza Czeleja, stomatologa: „Jako pierwsi na świecie mamy lek na Covid-19. Lek, który działa. Lek zawierający przeciwciała neutralizujące koronawirus. Czyli te, które zabijają wirusa SARS-CoV-2”. Żeby obietnica stała się faktem, lek musi okazać się skuteczny, bezpieczny i być produkowany w wielkich ilościach. Na razie żaden z tych warunków nie został spełniony.
Zapewnianie, że specyfik stanie się elementem tarczy epidemiologicznej, która uchroni naszą gospodarkę przed skutkami pandemii, jest w najlepszym razie pieśnią odległej przyszłości. Mimo to niektóre media doniosły, że produkcja leku właśnie ruszyła. Giełda oszalała, ludzie rzucili się na akcje, spodziewając się bajońskich zysków. Dzienne obroty papierami Biomedu potrafią sięgnąć kilkuset milionów złotych. Akcje lubelskiej wytwórni są obecnie kupowane najczęściej.
Na skróty
Senator Czelej uważany jest za ojca sukcesu Biomedu, nie tylko medialnego. To on miał spowodować, że Agencja Badań Medycznych przeznaczyła 5 mln zł na grant związany z poszukiwaniem leku. W tej branży to nie są duże pieniądze, a Biomed, jako producent pierwszej partii specyfiku, który dopiero ma zostać skierowany do badań klinicznych, jest tylko jedną z części całego przedsięwzięcia. Obok m.in. Katedry Kliniki Chorób Zakaźnych Uniwersytetu Medycznego w Lublinie czy Instytutu Hematologii i Transfuzjologii. Ale częścią istotną, bo to w lubelskiej wytwórni lek ma być produkowany. Na niej więc skupiły się wszystkie nadzieje inwestorów.
Do tego, że to on namówił senatora Czeleja do współpracy z Biomedem, przyznaje się dziś Waldemar Sierocki, przed kilkoma laty prezes firmy, obecnie członek rady nadzorczej i znaczący akcjonariusz.