Biblijny Samarytanin to jeden z ulubionych bohaterów papieża Franciszka. Pojawia się często w jego dokumentach i kazaniach. Reprezentuje to, co w społecznym nauczaniu Argentyńczyka najważniejsze – brak obojętności na cierpienie bliźniego. Stąd choćby częste wezwania Franciszka do pomocy migrantom. Jak pisze watykanista Edward Pentin, Samarytanin powraca więc u obecnego papieża jako metafora ewangelicznego nakazu pomocy bliźnim. Ale tym razem papież poszedł o krok dalej.
W swojej najnowszej encyklice „Fratelli tutti” (Wszyscy braćmi) papież dokonuje uspołecznienia Samarytanina i jego pieniędzy. Odwołując się do tej przypowieści, pisze: „Coraz wyraźniej widać, że obojętność społeczna i polityczna czyni z wielu miejsc świata opustoszałe drogi, gdzie spory wewnętrzne i międzynarodowe oraz grabież szans pozostawiają wielu zmarginalizowanych, leżących na ziemi, na skraju drogi” (paragraf 71). Winny jest temu przede wszystkim wolny rynek i absolutyzacja własności prywatnej. Natomiast zaradzić może tu – zdaniem Franciszka – tylko zbiorowy Samarytanin, czyli państwo.
Z tym uspołecznieniem Samarytanina – poza wątpliwościami natury ekonomicznej – jest zasadniczy problem teologiczny. Nie można być zbawionym zbiorowo. Katechizm Kościoła katolickiego nie przewiduje raju dla narodów czy społeczeństw, które w braterskiej miłości pokonały np. biedę i nierówności. Z Katechizmu wynika również, że na Sądzie Ostatecznym katolik nie będzie rozliczany z przynależności państwowej. Natomiast policzone mu będą jego własne, prywatne uczynki. Do jakiego więc zbawienia prowadzi katolików papież Franciszek?
Bez obaw, nie będzie to tekst teologiczny. Ale potrzebne są pewne wyjaśnienia. Papieże piszą encykliki, adhortacje i listy – w takiej właśnie kolejności powagi.