Afera wokół Amber Gold wydarzyła się 22 lata po upadku Bezpiecznej Kasy Oszczędności Lecha Grobelnego. Od tego czasu udało się w Polsce stworzyć dobrze działający system ochrony oszczędności, w który wpisano wiele finansowych instytucji. Jednak nie należą do niego, i pewnie nigdy nie będą, parabanki. Lokowanie pieniędzy w takich spółkach w sprzyjających okolicznościach przynosi spore zyski, ale zawsze pozostanie ryzykowne.
Wkłady na bank
Kto natomiast decyduje się na powierzenie oszczędności bankom, może liczyć na solidną ochronę w postaci Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, do którego składki wpłacają zrzeszone w nim instytucje. To właśnie z tych pieniędzy pochodzą ewentualne rekompensaty. Jeśli środki zdeponowane w BFG przez upadły bank nie wystarczą, żeby spłacić zobowiązania wobec wszystkich klientów, z pomocą muszą przyjść inni członkowie Funduszu.
W przypadku niewypłacalności banku klienci dostaną z powrotem równowartość maksymalnie 100 tys. euro, czyli dzisiaj nieco ponad 400 tys. zł. Ten pułap dotyczy osobno każdego oszczędzającego, więc w przypadku wspólnego małżeńskiego konta bezpieczne jest nawet 200 tys. euro. Identyczny limit obowiązuje w innych krajach UE, bo zasady ochrony klientów ujednoliciła przyjęta w 2010 r. unijna dyrektywa.
Na początku kryzysu finansowego z końca ubiegłej dekady niektórzy przywódcy państw członkowskich złożyli jeszcze dalej idące gwarancje, ale w tej chwili już one nie obowiązują. Np. Irlandia przez kilka lat obiecywała klientom swoich banków ochronę całości depozytów, bez względu na ich wielkość. Te specjalne warunki wygasły w 2011 r. Wyrównanie limitów w całej Unii miało zapobiec sytuacji, w której przestraszeni klienci zaczną przenosić oszczędności do krajów zapewniających lepsze warunki ochrony.