Wolny handel: Roosevelt kontra Trump
Komu przeszkadza swobodna wymiana towarów
Podobno każdy Polak zna się na medycynie. Także na polityce się zna, na sporcie i na kuchni. A na ekonomii? Nie zna się? To niedobrze, bo powinien. Bez tej wiedzy trudno się obyć we współczesnym świecie. Jest konieczna, by zrozumieć, co dzieje się w gospodarce i jak to odbija się na naszych domowych budżetach. Oszczędzać czy wydawać? Pożyczać czy inwestować? Złoty czy euro? Dla wszystkich, którzy czują niedosyt wiedzy, we współpracy z NBP przygotowaliśmy kolejną edycję „Edukatora Ekonomicznego” POLITYKI. Wyjaśniamy zawiłości zjawisk gospodarczych, pomagamy w rozwiązywaniu codziennych ekonomicznych problemów.
***
75 lat temu, podczas spotkania na pokładzie pancernika „Prince of Wales”, Roosevelt i Churchill rozpoczęli planowanie powojennego ładu światowego. Amerykanin ostro zaatakował stosowane przez Brytyjczyków protekcjonistyczne umowy handlowe: „To z ich powodu narody Indii, Afryki, Bliskiego i Dalekiego Wschodu pozostają zacofane”. I jasno zadeklarował, że uważa wolny konkurencyjny handel za najlepszą receptę na światowy rozwój gospodarczy, sprawiedliwy podział jego owoców i pokojowe współżycie.
Kilka tygodni temu podczas jednej z wyborczych debat kandydat na prezydenta USA Donald Trump powiedział coś odwrotnego: „Nie mam nic przeciwko wojnie handlowej”. I zaproponował nałożenie wysokich ceł na towary importowane z Meksyku i Chin. Bo w jego rozumieniu wolny handel to sposób na oszukanie Ameryki przez nieuczciwych rywali i na kradzież miejsc pracy. Gra służąca zyskom wielkich korporacji kosztem przeciętnych ludzi.
Skąd wzięły się takie różnice w poglądach na ten sam problem? Czy między 1941 a 2016 r. stało się coś, co radykalnie zmieniło poglądy na handel międzynarodowy?