Najmłodsi uczniowie Anny Ziemskiej uwielbiają zabawę w ludożerców. Punkt wyjścia to historia o podróżniku, który trafił na wyspę ludożerców i musi ich przekonać, żeby go nie zjedli. Klasa dzieli się rolami, a nauczycielka zostaje głównym ludożercą i przewodniczącą trybunału ludożerców, który będzie oceniał argumenty stających przed nim kolejno ofiar. Trzeba się nieźle namęczyć, żeby trybunał przekonać.
Anna Ziemska razem z młodym współpracownikiem Łukaszem Malinowskim stworzyła program etyki dla wszystkich poziomów edukacji „Ludzkie ścieżki”, nagrodzony w konkursie Ośrodka Rozwoju Edukacji przy MEN. W swojej szkole uczy także polskiego i wymienia trzy rzeczy, które różnią etykę od innych przedmiotów:
– Na polskim mam jasny cel, np. nauczyć pisowni z „rz”, i jasne kryteria, jak to sprawdzić – na etyce jest to niemożliwe. Po drugie, choć uczę od wielu lat, wchodząc do klasy na etykę, nigdy nie wiem, jak ta lekcja się potoczy. Po trzecie, na pytanie ucznia mam pełne prawo odpowiedzieć: nie wiem, zastanawiam się, nie mam gotowych rozwiązań – deklaruje.
Żeby zostać nauczycielem etyki w Polsce, trzeba być trochę szaleńcem, bo w przypadku tego przedmiotu prowadzący zajęcia zdany jest właściwie sam na siebie. Ministerstwo przygotowało, co prawda, podstawy programowe, ale to szkic o dużym poziomie ogólności. Zajęć z ich pomocą prowadzić się nie da. MEN zatwierdziło tylko dwa podręczniki. Oba dla szkół ponadgimnazjalnych: „Etykę dla myślących” Magdaleny Środy i podręcznik autorstwa Pawła Kołodzińskiego i Jakuba Kapiszewskiego; przy czym – zdaniem wielu nauczycieli – ten drugi to raczej zbiór umoralniających pogadanek. Dla podstawówki i gimnazjum nie ma nic.
– Absolwenci po studiach nauczeni są doktryn filozoficznych. Skąd mają wiedzieć, jak przełożyć je na język dzieci? Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że zajęcia bywają prowadzone w grupach międzyklasowych, np. w klasach I–VI. Żeby poprowadzić taką lekcję bez merytorycznego wparcia, etyk musiałby być geniuszem – mówi Andrzej Wendrychowicz, który od trzech lat prowadzi portal etykawszkole.pl. W ramach pracy społecznej tłumaczy scenariusze przygotowane przez niemieckie stowarzyszenie Związek Humanistyczny, gdzie nad materiałami do etyki pracuje sztab specjalistów. – Traktuję to jako rodzaj misji, bo dobrze prowadzona etyka to wielka szkoła dyskusji, dialogu, argumentacji, a także tolerancji.
Nauczyciele szukają, szperają po księgarniach i w Internecie, wymieniają doświadczenia, piszą własne programy. Wielu ma skończonych po kilka fakultetów; oprócz filozofii i pedagogiki, także biologię, polonistykę czy wiedzę o kulturze. Uczenie etyki traktują jako intelektualną przygodę, a brak podręczników przekuli w zaletę, twierdząc, że ścisłe trzymanie się programu mogłoby te zajęcia zabić. Także dlatego, że tematy powinny reagować na wydarzenia: jest trzęsienie ziemi w Japonii, robi się lekcje o pomocy humanitarnej, w szkole pojawiają się romskie dzieci, robi się lekcję o stereotypach narodowych.
Lekcja pierwsza: etyka dla początkujących
– Ostatnio mieliśmy lekcję o kryteriach piękna. Dzieci wybierały zdjęcia różnych ludzi i tłumaczyły, dlaczego się podobają. Była ostra dyskusja, np. czy tylko młodzi mogą być piękni. A ten to gej, powiedział jeden z uczniów o mężczyźnie na zdjęciu. Pytam, dlaczego. To przecież widać, odpowiedział – mówi Janina Tyszkiewicz, nauczycielka etyki w podstawówce na warszawskim Bemowie. – Na następnych zajęciach wymieszałam zdjęcia osób homo- i heteroseksualnych i mieli wybierać. Kłócili się, przebierali, oczywiście wyszło, że się nie da. No i spontanicznie zrobiła nam się z tego lekcja o tolerancji. Z dyskusji, czy wolno zabijać zwierzęta, która przerodziła się w kłótnię, zrodziła się kwestia, czy dyskusja musi być kłótnią i jakie warunki muszą być spełnione, by była spokojną rozmową.
W klasach I–III nauka musi być formą zabawy, opowieści. Punkt wyjścia to tekst pokazujący jakiś dylemat moralny. To mogą być choćby baśnie Andersena, „Mały książę”, Muminki czy fragmenty książki „Tao Puchatka”. Dzieci ilustrują je rysując albo budując z klocków lego. W ten sposób można mówić o najpoważniejszych tematach: wolności, szczęściu, a nawet śmierci.
Uczniowie Janiny Tyszkiewicz grają w biednych i bogatych. Role się losuje, a potem rzuca kostką. Bogaty za każdym razem dostaje tyle cukierków, ile oczek wyrzucił. Biedny dostaje fant tylko wtedy, kiedy wyrzuci szóstkę. Na własne oczy widzą, jak działa dystrybucja dóbr. Bogaci stają się coraz bogatsi, a biedni coraz biedniejsi. Powstaje pytanie, czy nie należałoby im pomóc, bo mają nierówne szanse. Na końcu „bogacze” mają zdecydować, co zrobią ze zgromadzonym dobrem. Najczęściej się dzielą.
Anna Ziemska zaprasza także wolontariuszkę z hospicjum dziecięcego, której uczniowie mogą zadawać pytania. Na lekcjach Janiny Tyszkiewicz początkiem rozmowy o wartościach jest wyklejanie kolażu z obrazków, które dzieciom kojarzą się z dobrem i złem.
– Jest o czym rozmawiać, bo podczas tej zabawy widać, jak ogromna jest dziś u dzieci fascynacja złem – mówi Janina Tyszkiewicz. – Dobre to są np. banany. Natomiast z upodobaniem wybierają zdjęcia jakichś kościotrupów, potworów, karabinów, z których powystrzelaliby niedobrych ludzi. Opowiadają o lęku przed zombie. Muszę tłumaczyć, że człowiek po śmierci nie wstaje z grobu; że to tylko popkultura chce ich postraszyć.
Przez wszystkie klasy podstawówki poruszane są tematy związane z ekologią, religiami świata, niepełnosprawnością (dzieci mają np. dokładnie obejrzeć budynek szkolny i wypunktować miejsca, gdzie osoba na wózku może mieć kłopoty). Od klasy IV można wprowadzać poważniejsze teksty: „Bajki z królestwa Lajlonii” Leszka Kołakowskiego, książki takie jak „Oskar i pani Róża” czy nawet fragmenty pism filozofów. Byle krótkie i proste.
– Same korzyści – deklaruje Anna Ziemska. – Nie dość, że dzieci poznają takie postaci, jak Sokrates, Platon, Arystoteles czy św. Augustyn, to jeszcze na własnej skórze przekonują się, że filozofia nie musi być nudna i niezrozumiała. Ze starszymi można w ten sposób przerabiać nawet imperatyw kategoryczny Kanta. Trzeba tylko wyjść od szczegółu, np. historii biednej kobiety, której dziecko idzie do szkoły, ale nie ma książek. Na ulicy znajduje torbę z podręcznikami. Czy powinna ją oddać?
Lekcja druga: etyka dla poszukujących
Wszyscy nauczyciele przyznają, że gimnazjum to specyficzna faza rozwojowa. Uczniowie nie pracują już w grupie tak chętnie, lubią się wyłamywać, prowokować. Trudniej ich czymś zainteresować. Ale z drugiej strony więcej już wiedzą i rozumieją, więc łatwiej podejmować poważne tematy. – Na tym etapie uczniowie częściej pytają nauczyciela o jego poglądy. Odpowiadamy, ale nie narzucamy. To czas, kiedy młodzi ludzie próbują budować swój system wartości, a my próbujemy im w tym pomóc – mówi Anna Ziemska.
Jej współpracownik Łukasz Malinowski uczy w klasach gimnazjalnych. Wygląda niemal jak rówieśnik swoich uczniów i ma swoje sposoby, żeby do nich dotrzeć. Książki i obrazki nie wystarczą; trzeba iść w multimedia: filmy, muzykę, nawet teledyski.
– Zajęcia o tym, czym jest twórczość, co to jest wartość artystyczna, czy istnieje kultura wysoka i niska, zaczynam od prezentacji kiczowatego teledysku i pytania, co im się w tym podoba – opowiada. – Ważne, żeby punktem wyjścia było coś, z czym mają styczność, coś z ich otoczenia.
Zajęcia na temat utopii zaczyna od filmu „Avatar”, potem spokojnie można sięgać po „Państwo” Platona. Świetnym punktem wyjścia do dyskusji o prawach człowieka jest „Defilada” Andrzeja Fidyka. Rozstrzygnięcie konkursu World Press Photo może być pretekstem do rozmowy nie tylko o tym, czym jest plagiat czy fotomontaż, ale także czy ludzki dramat można potraktować jako sztukę.
– To są fantastyczne dyskusje i nigdy się nie wie, do czego się dojdzie. Kiedyś, zaczynając od rapowego tekstu, skończyliśmy na Dostojewskim – mówi.
Lekcja trzecia: etyka dla dorastających
Czy zły człowiek może być szczęśliwy? Czy istnieją naturalne granice zachowań konformistycznych? Czy zło ma charakter subiektywny i wiąże się z krzywdą drugiego człowieka, czy obiektywny i wiąże się ze złamaniem ważnej zasady moralnej? To przykłady ćwiczeń z podręcznika Magdaleny Środy, który jest poza tym solidnym wykładem z historii etyki. Ale pisanym tak, by pokazać ciągłość pewnych sporów, dylematów i postaw. W starożytnych cynikach np. można dostrzec prekursorów współczesnych buntowników i krytyków kultury konsumpcyjnej.
Leszek Gancarz jest nauczycielem od 30 lat. Uczył historii, wiedzy o społeczeństwie, przygotowania do życia w rodzinie. Teraz wykłada etykę w kilku warszawskich szkołach ponadgimnazjalnych: liceach i technikach; lepszych i gorszych. Dlatego postanowił opracować własny program. Wszystko w Power Poincie. Ścieżka dla klasy I to etyka w literaturze.
– Przecież wielka literatura to moralitety: Szekspir, Dostojewski, Mann, Czechow, Nabokov – wymienia. Oczywiście nie ma żadnych złudzeń, że jego uczniowie te książki przeczytają. Przygotował streszczenia w postaci prezentacji komputerowych. Potem prosi uczniów, by zadawali pytania. Najczęściej nie mają żadnych, więc stawia je sam. Po „Pani Bovary” na przykład: czy kobieta może kochać kilku mężczyzn? Dlaczego społeczeństwo potępia niewierność? Dlaczego spada liczba małżeństw, a rośnie liczba związków nieformalnych? Wtedy zaczynają mówić. Na koniec lekcji trochę ciekawostek związanych z tematem: ilustracje do książki, fragmenty ekranizacji, muzyka z epoki. – Dla rozluźnienia, ale też żeby pokazać, że kultura jest pewną całością – deklaruje.
Dla klasy II przerobił na Power Pointa książkę prof. Jacka Hołówki „Wybrane problemy moralne współczesności”. Przed reformą był to podręcznik do IV klasy liceum, po reformie poszedł na przemiał. – Barbarzyństwo – denerwuje się Leszek Gancarz. – To jest absolutny samograj.
Na początku jest prezentacja sześciu głównych teorii etycznych: formalizmu, utylitaryzmu, etyki cnoty, etyki miłości bliźniego, etyki umowy społecznej i teorii uprawnień. Potem przedstawionych jest 50 problemów do rozwiązania. Po 10 z takich dziedzin jak: medycyna (tajemnica lekarska, klonowanie ludzi, przymusowe leczenie), polityka (cenzura, podział władzy, terroryzm, azyl polityczny), społeczeństwo (nudyzm, wolność dla ryzykantów, czy szokowanie jest formą agresji), ekologia (segregacja śmieci, naturalne futra, myślistwo) i science fiction (potencjalne problemy ludzi z zamieszkałymi na wyspie kosmitami, np. mają tradycję bicia żon, czy ludzie powinni interweniować?).
– Każdy z tych problemów oglądamy w świetle sześciu teorii etycznych, żeby sprawdzić, jak go rozwiązuje – tłumaczy Gancarz. – Młodzież bardzo łatwo wciąga się w dyskusję. A ja ją przeplatam wyszperanymi w Internecie obrazkami, bo dziś lekcja musi być spektaklem.
Klasa III to kurs historii filozofii. Krótkie komputerowe prezentacje sylwetek najważniejszych myślicieli. – Może im się coś z tego przyda do matury – mówi Leszek Gancarz. Nie ma złudzeń, że oni to wszystko zapamiętają. Deklaruje, że nie chodzi mu o to, by wtłaczać im wiedzę na siłę, ale żeby pobudzać do własnych poszukiwań. Żeby zaczęli pytać, myśleć, a niektórzy nawet czytać. – Jak mawiał Plutarch, uczeń to nie statek, który trzeba załadować, ale pochodnia, którą trzeba rozpalić.
Świadectwo dojrzałości
Dobrze prowadzona etyka nie może być umoralniającą pogadanką. Uczniowie tego nie kupią. Nauczyciele twierdzą, że nawet najmłodsi nie pytają o źródło wartości, o to, co jest dobre, a co złe. Chcą o tym dyskutować i podczas tych dyskusji sami dochodzą do tego, że skoro nie chcą być krzywdzeni, nie powinni krzywdzić innych; źródłem wartości jest drugi człowiek i szacunek dla niego.
„Etyka nie jest dziedziną wiedzy, która daje gotowe definicje i rozwiązania. Podręcznik do etyki nie jest zatem zbiorem przepisów dotyczących tego, jak rozwiązać problemy moralne świata” – pisze prof. Magdalena Środa we wstępie do podręcznika dla szkół ponadgimnazjalnych „Etyka dla myślących”.
W przypadku religii sprawa jest prosta – o tym, co dobre i złe, decyduje Bóg. Etyka będzie się zastanawiać: czy coś jest dobre, bo tak zadecydował Bóg, czy Bóg tak zadecydował, ponieważ to coś rzeczywiście jest dobre. „To bodaj jedyny rodzaj aktywności intelektualnej, gdzie zadawanie pytań i szukanie odpowiedzi jest ważniejsze niż budowanie nowych albo weryfikowanie istniejących teorii” – deklaruje. Na zarzut, że stawianie pytań i kwestionowanie tradycyjnych odpowiedzi zagraża moralności i może spowodować rozpad hierarchii wartości, odpowiada krótko: moralności zagrażają hipokryzja, cynizm i ignorancja, a nie myślenie.
Co więc może być efektem takich zajęć? To, że człowiek będzie bardziej świadomy swojego systemu wartości. Będzie potrafił logicznie formułować pytania, wyciągać wnioski, krytycznie oceniać stanowisko innych i argumentować za własnym. To wielka szkoła debaty. A ta jest w Polsce potrzebna jak tlen. Szkoda tylko, że te zajęcia prowadzone są jedynie w 2 proc. szkół.