Kuba z Pszczyny, obieżyświat i fotoamator, wmówił znajomym, że zdjęcia zrobił na Uralu Polarnym. Tomek z Mikołowa, offroadowiec, wplótł zdjęcia z hałdy do fotorelacji z gór Maroka. – Czasem wydaje mi się, że Amerykanie lądowanie na Księżycu też kręcili na hałdzie – mówi.
Śląskich hałd ubywa, idą na autostrady, wiadukty i wały przeciwpowodziowe, poddaje się je rekultywacji, niweluje, więc powoli przestają być oczywistym elementem pejzażu. Te, które się ostały, nowe pokolenie Ślązaków próbuje dostosować do swoich potrzeb.
Nasza Fudżijama
Szarość Rydułtów możecie rozumieć, jak chcecie: dosłownie i metaforycznie. Dosłownie, bo w miejscowym powietrzu najżywsze kolory szybko szarzeją. Metaforycznie, bo miasto jest nieciekawe, parterowe, zacienione większym i bardziej energicznym Rybnikiem. Rydułtowy są górniczym osiedlem, jakich na Śląsku wiele. W centrum kopalnia, której szyby widać niemal z każdego miejsca. Ale ponad kopalnią jest jeszcze coś. Hałda. Niemal regularny stożek wyrasta ze śląskiej równiny na 134 m (311 m n.p.m.). Nazywano go różnie: Fudżijamą, piramidą. Ale od 2007 r. hałda nazywa się oficjalnie Szarlota. Bo mieszkańcy Rydułtów uświadomili sobie, że góra, która rzuca cień na miasto, na której wciąż coś się tli, stanowi o wyjątkowości miasteczka. Hałda jest bowiem najwyższa na kontynencie europejskim! No i się zaczęło.
Najpierw konkurs na nazwę – stanęło na Szarlocie, bo to spolszczona nazwa niemieckiej Charlotty, miejscowej kopalni. Potem kopalnia ufundowała napis toczka w toczkę jak ten w Hollywood – na porastającym rachitycznymi brzózkami stromym zboczu stanęły podświetlane w nocy litery SZARLOTA, dwa i pół metra każda.