Tekst został opublikowany w POLITYCE w styczniu 2016 r.
Gdyby zsumować wysiłek, czas, pieniądze – publiczne i prywatne – włożone w naukę języków obcych przez ostatnie 25 lat, pewnie wystarczyłoby na budowę bezpośredniego połączenia lądowego z Wyspami Brytyjskimi, mostem nad Bałtykiem i Morzem Północnym. Efekty? Są. Spływają na przykład takie dane: „Polacy w pierwszej dziesiątce w rankingu znajomości angielskiego światowej Agencji Education First”. Prestiżowe egzaminy Cambridge English, w tym najbardziej znany First Certificate in English (niedawno przechrzczony na Cambridge English: First), zdało 800 tys. Polaków. Przez 10 lat o 100 proc. przybyło tych z maksymalnymi wynikami na teście dla zaawansowanych Cambridge English: Advanced.
Ten narodowy sukces to tylko część prawdy. Inna – to na przykład Nieborów, miejscowość ledwie kilkadziesiąt kilometrów od Warszawy, z XVIII-wiecznym pałacem Radziwiłłów położonym w przepięknym ogrodzie, wymarzony cel wycieczki dla zagranicznego gościa. Zagraniczny gość jak za dawnych czasów bilet w kasie musi kupować na migi, a pytając o cokolwiek na terenie obiektu pałacowego, zetknie się z przepraszającym kręceniem głową. A gdy zajrzy do położonego nieopodal, odmalowanego na pastelowo, budynku Poczty Polskiej w poszukiwaniu cash machine, usłyszy: – Bankuomat? (z rosyjskim akcentem). I dalej: – Za nami, za rogiem – powoli i wyraźnie, techniką sprawdzoną w PRL, choć kierująca jest raczej z pokolenia posttransformacyjnego, 30 plus. Druga strona tematu to także gros Polaków, którzy jadą na zarobek na Wyspy lub do Holandii i wciąż lądują na zmywaku wyłącznie z braku języka.
Językowa średnia krajowa może nawet nie jest zła, ale ma charakter czysto teoretyczny.