Artykuł w wersji audio
Nic się nie zmieniło od czasów, gdy po wojnie gąsienice koparek planowo rozjeżdżały cmentarze żydowskie, protestanckie czy unickie. Ostatnio zapadły orzeczenia sądowe, które wskazują na kontynuację polityki usuwania z przestrzeni publicznej cmentarzy, tyle że teraz w celach komercyjnych, dla zarobku. Jeśli nie są katolickie, bo katolickim nienaruszalność zagwarantował konkordat. Za to na innych cmentarzach można budować galerie handlowe, stacje benzynowe, co kto chce. Cmentarz nie jest już świętym miejscem spoczynku ludzkich szczątków, jest nieruchomością – tak nazywają go teraz sądy, sięgając po językowe wygibasy przy interpretowaniu znaczenia słowa „cmentarz”. To ważne, bo ustawa o ochronie zabytków umieściła cmentarze w katalogu obiektów podlegających ochronie bez względu na stan zachowania. A z drugiej strony przecież tyle gruntów do wzięcia pod inwestycje leży na cmentarzach.
Na przykład cmentarz żydowski w Biłgoraju jest oznaczony na mapach geodezyjnych, ale Wojewódzki Sąd Administracyjny w Lublinie oświadczył, że aby go uznać za cmentarz, muszą być widoczne nagrobki i mogiły na powierzchni, a w ziemi muszą być kości „w stopniu graniczącym z pewnością”. Według sądu przeciwko uznaniu terenu za cmentarz przemawia też to, że nie ma na nim grobów in situ (czyli w całości). A to, że „nie można wykluczyć” istnienia na cmentarzu szczątków ludzkich, zdaniem sądu, nie może uzasadniać uznania tego terenu za zabytek – czyli za świadectwo minionej epoki, którego zachowanie leży w interesie społecznym ze względu na wartość historyczną, artystyczną lub naukową.
Tysiąc macew
Sprawa sądowa wzięła się właśnie stąd, że lubelski wojewódzki konserwator zabytków dr Dariusz Kopciowski wpisał do rejestru zabytków teren cmentarza żydowskiego, na którym prywatny deweloper chciał postawić galerię handlową. Jak entuzjastycznie donosiła miejscowa prasa, miał to być „pierwszy nowoczesny park handlowy” z 20 salonami handlowo-usługowymi i parkingiem na 200 aut. Obok miały stanąć bloki mieszkalne. A cmentarz jako zabytek blokuje inwestycję, więc inwestor poszedł z tym do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, a ten cofnął decyzję konserwatora.
Że to teren cmentarza, jest bezsprzeczne. W Biłgoraju były trzy cmentarze żydowskie. Ten jest ostatni. Na jednym – gdzie w wojnę Niemcy postawili baraki z podłogami z macew i gdzie zbierano Żydów do wywózki do obozów zagłady – po wojnie stanęła szkoła. Jak relacjonował dziennikarz, „podczas budowy szczątki kamieni i kości ludzkich wybierano z należytym pietyzmem”. Miejscowi dziś przypominają sobie, jak w trakcie budowy robotnicy układali na górach piachu czaszki i piszczele. Stale rozbudowywany kompleks szkolny z boiskiem z czasem zajął cały cmentarz. Na drugim cmentarzu stoi blok mieszkalny. Ten trzeci, przy ul. Konopnickiej, o który właśnie konserwator toczył sądowy bój, miał prawie 2,5 ha, znajdowało się na nim ponad tysiąc macew i grobowców, w międzywojniu ogrodzony był kamiennym murem. W czasie wojny wedle historyków pochowano tam w zbiorowych mogiłach ofiary masowych rozstrzeliwań. Jeszcze w 1948 r. chowano tam ciała z ekshumacji przeprowadzanych w Biłgoraju i okolicach.
A już na początku lat 60. ulokowano na terenie tego cmentarza Przedsiębiorstwo Budownictwa Terenowego z produkcją prefabrykatów, powszechnie nazywane betoniarnią. Podobna praktyka usuwania cmentarzy nie tylko żydowskich, choć tych jest najwięcej, odbywała się w całym kraju. W Kałuszynie i Mielcu na cmentarzach postawiono urzędy, w Przeworsku, Makowie, Międzyrzecu Podlaskim – dworce autobusowe, w Kole czy Lesznie – baseny, parki i ogródki. W Kaliszu na XVI-wiecznym, jednym z najstarszych cmentarzy, w latach 50. stanęła m.in. szkoła dla niepełnosprawnych im. Janusza Korczaka (do dziś zwana przez miejscowych Budynkiem na Czaszkach), trzy budynki mieszkalne, pogotowie ratunkowe i wielkie boisko. W Olsztynie jeszcze w 1968/69 r. niemal z centrum miasta zniknął żydowski cmentarz, a macewami z niego umocniono wały przy zamku olsztyńskim.
– To się działo niemal w centrum miasta, które miało wtedy prawie 100 tys. mieszkańców, i nikt nie reagował. Przecież ludzie to wiedzieli, wokół były bloki, więc to było widoczne, wywieźć te macewy to nie jest takie proste, ale nikt na to nie zwracał uwagi. Ludzie mówią teraz, no tak, wiedzieliśmy. Ale co z tej refleksji po latach? A macewy z cmentarza bródnowskiego? Służyły do budowy domów. To myśmy dokonywali dzieła zniszczenia od lat, tylko teraz jesteśmy wrażliwsi i te skandaliczne fakty zauważamy – mówi prof. Robert Traba, historyk z Centrum Badań Historycznych PAN, który zajmował się cmentarzami jako miejscami pamięci. Zwraca uwagę, że tylko my na grobach piszemy „świętej pamięci”. To jest fenomen, nawet w takich katolickich krajach jak Irlandia czy Włochy są inne formuły. – Świętej pamięci jest tylko u nas. Jaka ta pamięć jest święta, skoro potrafimy takie rzeczy robić? – pyta.
Zabawa piszczelami
W Biłgoraju podczas budowy „betoniarni”, jak piszą w internecie w związku ze sporem o cmentarz miejscowi, na pryzmach ziemi dzieci bawiły się wydobywanymi z ziemi czaszkami. Świadomość, że sprawa nie jest czysta, była. Urzędowo starano się nawet zalegalizować postawienie betoniarni bądź co bądź na cmentarzu. Znaleziono w urzędzie w Biłgoraju pisma do ministra gospodarki komunalnej i do Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej o zmianę przeznaczenia terenu cmentarnego na przemysłowy. Prawo mówi, że taką zmianę można przeprowadzić dopiero po 40 latach od ostatniego pochówku i formalnego zamknięcia cmentarza, wcześniej – tylko w wyjątkowej sytuacji. W Biłgoraju, mimo zachowanych wniosków, samej decyzji o zmianie przeznaczenia nie znaleziono, co pozwala obrońcom cmentarza twierdzić, że skoro formalnie nie został zamknięty, to jest czynny.
Betoniarnia uzyskała prawo użytkowania wieczystego gruntu i w uchwalonym w 1968 r. planie zagospodarowania przestrzennego teren cmentarza został przeznaczony pod usługi, przemysł i zieleń. I tak jest do dziś. W planach zmienianych w 1989 r. i następnie w 2000 r. to ciągle teren pod inwestycje. Po zmianie ustroju „betoniarnia” upadła i syndyk w 2008 r. sprzedał teren firmie z Krakowa, która planowała wybudować tam bazę transportową. Rozebrano budynki i zabrano się za równanie terenu. Spod spychaczy zaczęły z ziemi wyłazić ludzkie kości.
Sprawa trafiła do prokuratury, radni mówili o błędzie przy wpisaniu tego terenu pod inwestycje. „Wychodzi na to, że kupiłem prawie dwa hektary cmentarza żydowskiego” – żalił się w mediach prezes firmy, zapewniając, że nie miał pojęcia o istnieniu w tym miejscu cmentarza. „To, co się wydarzyło w Biłgoraju, jest gorszące” – napisał naczelny rabin Polski Michael Schudrich do burmistrza. POLITYCE tłumaczy: – Dzwonią do mnie, że kości są! My wiemy, że są kości, dlatego że to jest cmentarz. Dlaczego kości są na wierzchu? Bo grób został zdesakralizowany, gdy spychaczami ryto ziemię pod betoniarnię! I wtedy zaczęła się dyskusja, czy to jest grób, jeżeli kości są poza grobem? To jest absurdalne i trochę bezczelne. To są resztki zmarłych ludzi, powinno się je szanować. Cmentarz w naszej religii jest święty do końca historii i mamy obowiązek szanować, chronić kości zmarłych i myślę, że to jest nie tylko tradycja żydowska, to jest ludzka tradycja – mówi rabin. I dodaje: – Czy nie można gdzieś indziej budować w całym Biłgoraju? Trzeba budować tam?
Kiedy na zakupy?
Z raportu z badań archeologicznych, jakie zlecił burmistrz, wynikało, że w górnej warstwie i na powierzchni znajdowano luźne kości ludzkie w znacznym stopniu rozdrobnienia. Pisano, że jest to wynikiem masowych niwelacji związanych z budową „betoniarni”. Raport kończy zalecenie, aby „przed podjęciem jakichkolwiek prac inwestycyjnych na działce zebrać zalegające na powierzchni fragmenty kości ludzkich oraz ewentualnie przegrabić cały teren celem wydobycia tych fragmentów kości, które znajdują się tuż pod powierzchnią terenu. Zebrane szczątki ludzkie winny być w sposób godny pogrzebane”.
Temat na wiele lat umarł. W 2016 r. grunty od krakowskiej firmy odkupił deweloper wywodzący się z Biłgoraja – i ogłosił budowę centrum handlowego z terminem otwarcia na wiosnę 2017 r. Na drodze tej inwestycji stanęło weto konserwatora zabytków. Miejscowa Biłgorajska.pl komentowała: „W Biłgoraju ma powstać największe w mieście centrum handlowe. Wygląda na to, że inwestycja nie zostanie zrealizowana prędko – jeśli w ogóle. Bo nagle okazało się, że drogę do szczęśliwego finału zagrodziła... potrzeba uszanowania żydowskiej tradycji, a to oznacza wyłożenie dodatkowych pieniędzy”. Wojewódzki Sąd Administracyjny cofnął w kwietniu 2017 r. decyzję o wpisaniu do rejestru zabytków. „Kiedy na zakupy?” – pytała niecierpliwie Biłgorajska.pl.
Rok później przed rozprawą w Naczelnym Sądzie Administracyjnym, do którego odwołał się konserwator, prezes firmy inwestującej w rozmowie z POLITYKĄ tłumaczy, że w planie miejscowym ten teren przeznaczony jest na usługi i zabudowę mieszkaniową wielorodzinną. – Konserwator po prostu stwierdził, że historycznie był tam cmentarz, i odmówił uzgodnienia projektu budowlanego. Powołał się przy tym na prawo żydowskie, że jak w danym miejscu kiedykolwiek były pochówki, to teren nigdy nie może być zabudowany. Nie mogłem uwierzyć, że w decyzji administracyjnej powołano się na prawo żydowskie. Kupiliśmy działkę w dobrej wierze, zrobiliśmy badania, aby wykluczyć istnienie pochówków, a teraz nam się mówi, że nie możemy budować? To co mamy zrobić? 2,5 ha trawnika sobie utrzymywać? Mówi o wyłożeniu kilku milionów prywatnych pieniędzy, wspomina o odszkodowaniu.
Na razie jednak wygląda, że ten „trawnik” dobrze służy jako zabezpieczenie pod jego i nie tylko jego zobowiązania. Z księgi wieczystej wynika, że jest na niej wpisana hipoteka na 1,8 mln zł wierzytelności nowego właściciela wobec poprzedniego, czyli krakowskiej firmy, z tytułu przeniesienia praw użytkowania. A także że już w trakcie procesu z konserwatorem nowy właściciel działkę podzielił i jej część, pół hektara, sprzedał na początku tego roku innej spółce. I od razu została ona obciążona kwotą 900 tys. zł z tytułu tej sprzedaży. I jeszcze posłużyła na zabezpieczenie dwóch kredytów w bankach spółdzielczych: na 600 tys. i 400 tys. zł.
Można budować
Rozprawa 8 maja tego roku przed Naczelnym Sądem Administracyjnym „o umieszczenie nieruchomości w ewidencji zabytków” trwała niecałą godzinę. Sędzia na sam koniec zadał jeszcze pytanie pełnomocnikowi konserwatora, czy jest na tym terenie możliwa jakaś inwestycja w ogóle? Ten odparł, że z uwagi, że to cmentarz, przypuszcza, że ograniczenia inwestycyjne są znaczne. Kilka minut później sędzia ogłosił, że odrzuca kasację konserwatora. W uzasadnieniu przyznał co prawda, że można przyjąć, iż omawiany cmentarz jest zabytkiem, ma znaczenie historyczne i powinien być objęty ochroną, ale… stwierdził, że karta zabytku została wypełniona w sposób niezgodny z rozporządzeniem i w związku z tym całą czynność wpisania terenu cmentarza jako zabytku należy uznać za nieskuteczną. Zatem wpisu już nie ma, można budować.
Cmentarz żydowski w Siemiatyczach, prawnie 3 ha gruntu, niedawno przegrał ze stacją paliw. Wcześniej, w trakcie budowy tam stacji bazowej telefonii komórkowej, znaleziono szkielety ludzkie. Komisja Rabiniczna ds. Cmentarzy Żydowskich przedstawiła materiały z IPN, według których były tam masowe groby Żydów z getta. Starosta mimo to udzielił pozwolenia Polmozbytowi, który dostał teren cmentarza po wojnie, na dalsze inwestycje. Tym razem budowę stacji kontroli pojazdów, z budynkiem biurowo-socjalnym, częścią magazynową i handlową, z instalacją wodociągową, kanalizacją, budową przyłącza gazowego oraz utwardzeniem terenu. A Wojewódzki Sąd Administracyjny w maju 2016 r. tę decyzję podtrzymał.
Stwierdził, że nie trzeba uzyskiwać zgody gminy żydowskiej, wymaganej wedle ustawy o cmentarzach, gdy teren przeznaczany jest na inny cel niż grzebalny, bo to nie cmentarz. W warunkach zabudowy z 2014 r. teren został przeznaczony pod zabudowę usługowo-handlową, więc gdzie tu cmentarz? A inwestor dysponował wszystkimi dokumentami wymaganymi przez ustawę o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym, zatem nie można mu odmówić zatwierdzenia projektu i udzielenia pozwolenia na budowę. Że są na tej działce kości, wyszło na jaw kolejny raz w grudniu 2017 r. podczas modernizacji linii energetycznej. Komisja Rabiniczna ds. Cmentarzy Żydowskich otrzymała informację o prowadzonych na cmentarzu robotach ziemnych i jej przedstawiciel natychmiast udał się do Siemiatycz. Na miejscu zobaczył dwa głębokie wykopy, z których wywożono ziemię przemieszaną z fragmentami szkieletów. Zawiadomił policję i prokuraturę, która nakazała wstrzymanie robót. Rabin Schudrich zdarzenie nazwał „najgorszą desakralizacją cmentarza żydowskiego ostatnich 17 lat”.
W Płońsku, miasteczku na trasie Marszu Żywych, gdzie urodził się współzałożyciel i pierwszy premier Państwa Izrael Dawid Ben Gurion, władze chciały uszanować swoich pomordowanych Żydów, ale i chyba zarobić. Tamtejszy cmentarz żydowski zdewastowali Niemcy, a po wojnie wybudowano tam stację kontroli pojazdów. W latach 80. odsłonięto tam dwa pomniki ku czci ofiar Holokaustu – jeden ufundowali mieszkańcy Płońska, drugi Fundacja Rodziny Nissenbaumów. W 2016 r. wybuchł skandal, bo z dnia na dzień pomniki zniknęły, a teren został otoczony blaszanym płotem, na którym zawisła tabliczka „Teren prywatny. Wstęp wzbroniony”. Okazało się, że Rada Miasta Płońska w planie zagospodarowania przestrzennego już kilka lat temu przeznaczyła ten teren pod obiekty przemysłowe i zabudowę usługową. Działkę kupił prywatny inwestor, żeby zbudować centrum handlowe. I to on wywiózł z placu pomniki poświęcone pomordowanym Żydom i tablice pamiątkowe. Jak potem tłumaczył, tylko przeniósł je na czas budowy.
Wyszło też przy okazji na jaw, że praktycznie cały teren cmentarza już dawno został rozprzedany przedsiębiorcom. Nie wiadomo nic o tym, czy podczas ich inwestycji znajdowano tam ludzkie kości i co z nimi robiono. Bo np. w Maszewie w woj. szczecińskim w ubiegłym roku władze sprzedały XVIII-wieczny cmentarz (zdewastowany w czasie nocy kryształowej w 1938 r.), dodatkowo wpisany do rejestru zabytków, wpędzając kupca w kłopoty. Grunt kupiła kobieta jako „nieużytki”, pod inwestycję budowlaną. Gdy w lipcu ub. r. koparki wjechały na działkę, zaczęły wyciągać z ziemi kości i macewy. Właścicielka sama wezwała policję. Wszczęto dochodzenie.
Żywi i martwi
Podobnie w Pińczowie – ziemia cmentarna została sprzedana inwestorowi, który chciał zbudować centrum medyczne. Znów podczas budowy pojawiły się kości. Przyjechali przedstawiciele Komisji Rabinicznej ds. Cmentarzy Żydowskich, także prokurator, nadzór budowlany, prace zostały wstrzymane. Obecnie trwa proces objęcia cmentarza ochroną konserwatorską. Inwestor właśnie złożył odwołanie od decyzji o zawieszeniu prac do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Z kolei w Zamościu nie pomógł nawet sprzeciw konserwatora zabytków i naczelnego rabina Polski – prezydent Zamościa przez cmentarz poprowadził nową drogę. Przedstawiciele Komisji Rabinicznej ds. Cmentarzy znaleźli na budowie kości i zawiadomili prokuraturę. Mieszkańcy są podzieleni: „Ci wszyscy, którzy tak ochoczo popieracie rozjeżdżanie buldożerami cmentarza, pomyślcie. A gdyby tak ktoś chciał puścić drogę przez mogiły waszych rodziców czy dziadków? Też bylibyście za? A gdyby przez Cmentarz Łyczakowski we Lwowie? Też byście pozwolili? Tym bardziej że miasto mogło tę potrzebną drogę poprowadzić niedaleko – nie wykupując gruntów, tylko po miejskich” – napisał internauta w komentarzu pod informacjami „Tygodnika Zamojskiego” o awanturze o cmentarz. A pod nim inny wpis: „Myślę, że Ci wszyscy, co umarli dawno temu, nie mieliby nic przeciw, żeby nam się lepiej żyło…”.
Monika Kajalidis z Komisji Rabinicznej ds. Cmentarzy mówi, że często słyszą argumenty podobne, że prawo żyjących jest ważniejsze niż prawo zmarłych. Dla rabina Schudricha ten priorytet inwestycji, zysku nad spokojem zmarłych to brak wrażliwości. – Ja nie wiem, czy tacy ludzie będą robić to samo na grobie swojej babci, skoro wszystko im jedno, jeżeli mogą zarabiać? Wydaje się, że jeżeli to jest żydowskie, to jest może trochę mniej bolesne? – zastanawia się Michael Schudrich.