MARTYNA BUNDA: – Będzie na smutno.
KATARZYNA NOSOWSKA: – Dlaczego? Jestem raczej wesołą osobą. Dowcipkującą.
Będzie na smutno, bo w pani właśnie wydanej książce „Powrót z Bambuko”, zapowiedzianej jako felietonowa, jest rozdział, który sprawia, że człowiek musi przerwać lekturę, bo gardło mu się zaciska. Ośmioletnia dziewczynka z tak zwanej dobrej rodziny zimą przeczekuje przy kaloryferach w piwnicy, a latem snuje się po ulicach, bo udaje, że chodzi na religię.
I gra w tę grę przez rok, aż do dnia komunii. Liczy, że wmiesza się w tłum innych dzieci i nikt nie zauważy, ale zostaje odprawiona do domu. Dorośli mówią jej, że normalne dziecko nie wymyśliłoby takich kłamstw, że to, co zrobiła, to objaw jej zepsutej natury. A ona kłamała, bo z różnych powodów nie widziała innego wyjścia. Katechetka nie chciała zapisać bez wizyty dorosłych, ci nie chcieli przyjść. Katechetka swoje, rodzina swoje.
A potem umierała ze strachu, bo rodzina z daleka zaproszona, świniak ubity. Ośmioletnia Kasia Nosowska do końca liczyła, że się jakoś wmiesza w tłum dzieci. To historia z pani życia, ale też historia całego pokolenia niewidzialnych dzieci.
Zdecydowanie. I nie wydaje mi się, żeby to, co jest sednem tej historii, szczególnie się zdezaktualizowało. Piszę o ślepocie, która często prowadzi do przemocy, okrucieństwa – a sztafeta powielania tych schematów trwa od wieków. Kluczem do tego, by ich nie powielać, jest świadomość. Rozumienie, jak to działa. I decyzja, że w to nie wchodzimy.
Między innymi po to napisałam tę książkę, żeby pokazać mechanizmy, które dziś sama lepiej rozumiem. Nawet jeśli dwie, trzy albo pięć osób dostrzeże przemoc tam, gdzie jej wcześniej nie widziało – to już będzie mój sukces.