To, co przez ostatnie kilka dni działo się na ulicach w całej Polsce, policjanci nazywają karnawałem. – Wzbierało, wzbierało, poszła iskra i eksplodowało – mówi jeden z doświadczonych funkcjonariuszy. Jego zdaniem mało brakowało, a policja poparzyłaby sobie przy tym ręce. – Kwiaty się tym naszym drogim paniom należą, bo trochę oprzytomniły kolegów, że ta władza nie będzie trwać wiecznie i trzeba się zachowywać przyzwoicie – tłumaczy protekcjonalnie pan inspektor. Przekaz do drogich pań nie jest zachęcający, bo jak mówi: – Wiecznie nie będzie też trwała policyjna pobłażliwość.
Policjantki klaszczące protestującym świetnie wypadają w portalach społecznościowych. A zaraz później wypadają ze służbowego grafika.
Łotry pod krzyżem
M. stawia sprawę jasno: – Nająłem się na psa, to szczekam. W prewencji od ponad 20 lat. Prosi, żeby nie podawać stopnia, funkcji i garnizonu, bo go będzie łatwo namierzyć. A teraz rozmowa z mediami to kadrowy i środowiskowy wyrok śmierci. Policjanci jak żółw schowali głowę do skorupy i nasłuchują, co dalej. W jeden piątek tłum wyzywa ich od gestapo. Tydzień później ten sam tłum krzyczy, gdzie była policja, jak tłukli ich naziole? Policjanci wolą się nie wychylać i czekają na bardziej spójny komunikat pod swoim adresem.
M. w zasadzie mógłby już iść na emeryturę. Ale dla takich jak on PiS wprowadził dodatek geriatryczny, jak mówią w firmie. Czyli 1,5 tys. zł ekstra do pensji, żeby na emeryturę nie uciekali najbardziej doświadczeni funkcjonariusze.
– Ciągle było o tym gadane i ciągle tego nie dawali. Przyszedł PiS i dał – mówi.
Lista tego, co dali, jest w przypadku policji długa. I każda inna grupa zawodowa mogłaby im tylko pozazdrościć.