Błędy transformacji skazały popegeerowską wieś na zapomnienie i biedę – przekonywał Mateusz Morawiecki na Ogólnopolskim Święcie „Wdzięczni Polskiej Wsi” w wielkopolskim Bralinie. Zapowiedział – „jeszcze w roku 2020” – program wsparcia dla tych obszarów. Do końca roku program nie ruszył, ale premier w sumie pochwalił się nim już cztery razy.
Krajobraz jak z Rancza
Teraz jest już jasne, że rząd na popegeerowskie gminy w Polsce przeznaczy 250 mln zł. Suma nie oszałamia. Bo gdyby wnioski o pieniądze (nabór już ruszył) złożyły wszystkie uprawnione gminy, a pewnie tak zrobią, na jedną przypadłoby 400 tys. zł. Ile za taką kwotę da się wybudować wodociągów, oczyszczalni czy kilometrów dróg? – W sprawie pegeerów znów zdecydowała polityka, a nie rachunek ekonomiczny czy społeczny – komentuje prof. Sławomir Kalinowski z PAN.
W zachodniopomorskim Korytowie obietnice szefa rządu przyjęto obojętnie. Korytowo to najbiedniejsza parafia w kraju (za „Analizą finansów Kościoła katolickiego w Polsce”). Maciej Pliszka, proboszcz, ma na papierze 930 parafian, w realu 600, na msze chodzi 100, w porywach 150. Niedzielna taca z trzech kościołów to 400 zł.
– Sam pracuję przy remoncie parafii, karmię kury, ale niektórzy krzywo patrzą, że ksiądz chodzi w gumiakach i dresie. Tu ludzie nie zastanawiają się, skąd się biorą pieniądze. Ksiądz po prostu ma. A jak ma, to niech da – opowiada duchowny. Proboszcz przyznaje, że z plebanii ukradziono mu nawet krzyż: – Pocięli i sprzedali. Z 10 zł wzięli.
Likwidację Państwowych Gospodarstw Rolnych nazywa zbrodnią na ludności. – III RP pozostawiła środowiska postpegeerowskie samym sobie na instytucjonalnej pustyni – wtóruje mu dr Piotr Binder, socjolog z PAN.