JULIUSZ ĆWIELUCH: – Nie wiem czemu, ale czuję, że przeklinanie jakoś do pani pasuje.
MAGDA GESSLER: – W zasadzie nie powinno, bo jestem bardzo dobrze wychowana i na co dzień nie przeklinam. Ale w tym kraju, w którym mój przyjaciel Szymon Szymankiewicz namalował wielkanocną gałązkę składającą się z patyczka i ośmiu gwiazdek w charakterze bazi, a może kwiatów wiśni, nastroje są już takie, że jedna z osób skwitowała tę pracę krótko: kraj kwitnącego wkurwu.
W kraju kwitnącego wkurwu PiS wygrywa jedne wybory za drugimi, a jak im spada w sondażach, to opozycji spada jeszcze bardziej.
Nigdy nie przepadałam za polityką, więc pozostanę przy tym, na czym się znam. Gdyby opozycja miała szefa kuchni, który byłby w stanie zaproponować Polakom jakieś smaczne i świeże dania, to pewnie inaczej by to wszystko dziś wyglądało.
A może problemem jest menu. Polską od 30 lat rządzą te same dania.
Kiedy mieszkałam w Hiszpanii, ciągle opowiadałam, że w Polsce jest najlepsza kuchnia na świecie, że są cudowni księża, którzy śpiewają ze mną na dachach kościołów wspaniałe opozycyjne piosenki, bo wybrali bycie z ludem, a nie jedzenie z ręki władzy. Byli bronią biednych. Z taką wizją Polski żyłam w Hiszpanii i marzyłam o ojczyźnie. Kiedy pod koniec lat 80. wróciłam do Polski, okazało się, że to jest inny kraj, inny Kościół niż ten, o którym śniłam. Uznałam jednak, że Polska jest miejscem wielkiej szansy. Krajem, w którym jak w grze w chińczyka wszystko można zacząć od nowa. A ja chciałam zacząć od nowa.
No i się pani udało.
Nie udało, tylko ciężką pracą doszłam do tego, co mam. Ja i tysiące takich jak ja ciężko harowaliśmy, żeby spełnić swoje marzenia. A teraz rząd wielu tym ludziom odbiera te marzenia.