Ciemne pokoje za jasną fasadą
Ciemne pokoje za jasną fasadą. Domy dziecka prędko nie znikną
Ta historia ma początek kilka lat temu. Dzieci była trójka. Dziewczynki: dwu- i czteroletnia, oraz siedmioletni chłopiec. – Rodzeństwo. Policja przywiozła je do nas z interwencji, prosto z rodzinnej awantury – opowiada Patrycja, wychowawczyni z domu dziecka na południu Polski. – Były za małe, zgodnie z prawem nie powinny w ogóle trafić do placówki, tylko do rodziny zastępczej. Ale nie było miejsca. Kilka tygodni później po dzieci zgłosiła się rodzina zastępcza: pan 72 lata, pani 69. Po pół roku przyznali, że nie są w stanie biegać za dwulatkiem. W innych rodzinach wciąż miejsca nie było. – My w placówce nie mogliśmy już przyjąć tej trójki, bo mieliśmy wychowanków ponad limit. Trafiły więc do innego domu dziecka, w sąsiednim powiecie. A po czterech latach z powrotem do nas, bo nasz powiat z tamtym drugim nie mogły się dogadać w sprawie finansowania ich pobytu – kontynuuje wychowawczyni. Sąd wciąż „daje szanse” matce rodzeństwa, zamykając ścieżkę do adopcji, choć matka wyprowadziła się za granicę. A dzieci, początkowo zdrowe, po pięciu latach przerzucania przez pięć domów, są w kompletnej rozsypce, mają zaburzenia więzi, a także inne złożone problemy i dolegliwości zdrowotne. W placówce trudno im pomóc także dlatego, że psycholog – cud, że w ogóle zatrudniony – na specjalistyczną pracę nie ma czasu. Zbyt często musi brać zwykłe dyżury w zastępstwie za wykruszających się wychowawców.
Przyjęta właśnie niemal jednogłośnie przez Sejm zmiana ustawy o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej ma znacząco poprawić sytuację dzieci w podobnych przypadkach. Jeśli Senat zaakceptuje projekt, a potem podpisze go prezydent, zawodowe rodziny zastępcze – opiekujące się dziećmi, których rodzice nie mogą lub nie chcą się nimi właściwie zajmować – w styczniu dostaną wyczekiwaną od lat podwyżkę minimalnego wynagrodzenia – do 4,1 tys.