Pokładne
Ksiądz zbezcześcił protestancki cmentarz. Wjechał buldożer, nie został kamień na kamieniu
Jesienią 2020 r. ks. Andrzej podjął blitzkrieg przeciwko całej przedwojennej Nowej Wsi Ełckiej: przeciwko kilkuset zmarłym protestantom, wspomnieniom o nich, drzewom wyrosłym na nich oraz korzeniom tych drzew. Nie został na cmentarzu – dosłownie, nie biblijnie – kamień na kamieniu. Nie przeszkadza to księdzu pisać na tablicy ogłoszeń: „Kościół zawsze uznawał cmentarze, grobowce, jak i poszczególne mogiły, gdzie spoczywają ciała zmarłych, za miejsca święte”.
Grzech
W 2024 r. pustka cmentarna trwa jako dowód rzeczowy, a wkoło buzuje zwykłe wiejskie życie. Proboszcz odprawia wesołe i smutne msze (śluby, chrzty, pogrzeby katolickie). Człowiek od buldożera prowadzi firmę budowlaną. Niektórzy obywatele żyją w domach po protestantach. Na cmentarzu butwieje taśma z napisem „policja”. Z powalonej tablicy patrzy w niebo roczny Gerhard Pedak zmarły w 1939 r. Został sam w zgliszczach, inne ewangelickie nagrobki przepadły, nie wiadomo gdzie. Może są w jeziorze, może w polu, po co rozdrapywać stare sprawy? – wzruszają ramionami zapytani z Nowej Wsi Ełckiej. Bardziej nerwowi mówią: wara od ks. Andrzeja.
19 stycznia 2024 r. Sąd Rejonowy w Ełku skazał księdza i budowlańca za zniszczenie ewangelickiego cmentarza na grzywny po 9 tys. zł. Mają również wpłacić po 14 tys. na Narodowy Fundusz Ochrony Zabytków, bo cmentarz był zabytkowy. W kwestie nagle znikłych historycznych nagrobków i krzyży sędzia nie wnikał.
I mógłby wreszcie proboszcz parafii pod wezwaniem Józefa Rzemieślnika umyć ręce od odpowiedzialności i robić swoje pokładne, jak zamierzał (grzebać ludzi w zajętych grobach, za które nie zapłacono na czas placowego), gdyby tylko ciągle ktoś uparcie nie upominał się o pokutę za grzechy popełnione na umarłym mazurskim Neuendorfie (Nowej Wsi Ełckiej).