Kto wie, co po angielsku znaczy austerity? To słowo roku: w 2010 r. najczęściej wyszukiwane w internetowym słowniku Webstera. Oznacza niedostatek, surowe warunki, kryzys. Rodowici Anglicy nie potrzebują tłumaczenia. Symbolem kryzysu była dla nich scena z początku grudnia na Regent Street w centrum Londynu. Luksusowego Rolls-Royce’a Phantom VI z brytyjskim następcą tronu w środku zaatakowali demonstrujący studenci: wybito szybę, a księżna Kamila dostała kijem w żebro. Co się stało? Nowy rząd w Anglii zapowiedział niesłychane wręcz oszczędności budżetowe, wydatki o 80 mld funtów mniejsze w ciągu następnych 5 lat. Od studentów zażądano, by też odciążyli budżet – dostaną stypendia na studia, ale niższe. Nie przyjęli tego do wiadomości.
Jeśli Anglików surowe decyzje mogły zaskoczyć, to Irlandczycy żyją na diecie już od ponad dwóch lat. Pod koniec 2008 r., gdy reszta Europy wierzyła jeszcze, że ominie ją amerykański kryzys, rząd w Dublinie uchwalił pierwsze oszczędności budżetowe. Irlandczycy nie wychodzili na ulice, bo wierzyli, że wyrzeczenia przyniosą efekty, a dzięki wczesnemu zaciskaniu pasa ich kraj szybciej wróci do prosperity. Tym większe było rozczarowanie, gdy pod koniec listopada Irlandia została zmuszona do przyjęcia pomocy MFW i UE, a rząd ogłosił kolejny, znacznie dotkliwszy, pakiet cięć socjalnych i podwyżek podatków.
Na skraju zapaści
Irlandczycy przeżywają swój kryzys jako narodową tragedię. Przez niemal stulecie ich kraj prześladowała stagnacja gospodarcza i masowa emigracja, dopiero boom ostatnich 15 lat sprawił, że nabrali pewności siebie. Teraz mają poczucie, że przeznaczenie znowu ich dopadło, na dodatek upokorzyło w oczach całego świata.