Świat

I wygrała natura

Czarnobyl: tam, gdzie miało być piekło

materiały prasowe
Promieniowanie szkodzi zwierzętom mniej niż sąsiedztwo ludzi – twierdzi dziennikarka Mary Mycio, która na własne oczy zobaczyła dziki rezerwat wokół dawnej elektrowni w Czarnobylu.

Walentyna Saczepok rzuciła się na przełaj przez las. Za wszelką cenę starałam się nie zostać za daleko w tyle. Za nami pędziła ekipa telewizyjna, która kręciła film dokumentalny o starszych kobietach z Czarnobyla. Po katastrofie nuklearnej z 1986 r. 300 tys. ludzi zostało na stałe ewakuowanych, lecz garstka kobiet nadal żyje na wpół legalnie w swoich starych domach.

Saczepok – emerytowana pielęgniarka po sześćdziesiątce z kosmykami siwych włosów związanych pod kasztanową chustką – nie szła, ale truchtała. Czasem po prostu zaczynała biec, a my próbowaliśmy dotrzymać jej kroku. Nagle zatrzymała się i schyliła nad kępką mchu, spod której wyciągnęła kilka pękatych, żółtych grzybów. Podeszłyśmy razem do pobliskiej sosny. – Ten będzie dla jeża – powiedziała, nabijając grzyb na gałązkę wyrastającą tuż nad ziemią.

Łańcuch pokarmowy

Dzieje się to w miejscach, gdzie poziom promieniowania jest dziś najwyższy. Eksplozja i pożar w rektorze uwolniły materiał radioaktywny 20 razy silniejszy od bomby zrzuconej na Hiroszimę. Większość opadła na obszar o promieniu 40 km od centrum wybuchu. Najbardziej radioaktywne izotopy dawno uległy rozpadowi, a deszcz zmył pozostałe do gleby – w ten sposób dostały się do łańcucha pokarmowego. Dwa najbardziej rozpowszechnione izotopy to cez-137, który pod względem chemicznym upodabnia się do potasu i zastępuje go w organizmach, i stront-90 zastępujący wapń. Te izotopy zostały wchłonięte przez bakterie, grzyby, rośliny i zwierzęta.

Fragment artykułu pochodzi z najnowszego 11 numeru tygodnika FORUM w kioskach od poniedziałku 18 marca 2013 r.

Reklama