Robert Wennekes, założyciel International Butler Academy w holenderskim Valkenburgu, nie ma wątpliwości: tak jak reżyser filmowy marzy o Oscarze, literat o Noblu, tak kamerdyner o służbie w Buckingham Palace. Ale pałac królewski w Anglii jest tylko jeden, za to innych dobrych pracodawców pod dostatkiem – z każdym rokiem przybywa w świecie ludzi majętnych, którym do pełni szczęścia brakuje właśnie kamerdynera. Służącego szczególnego rodzaju, kojarzonego raczej z postaciami z literatury i filmu, jak choćby kostyczny, wierny sługa we fraku i ze srebrną tacą z „Okruchów dnia”, brawurowo zagrany przez Anthony’ego Hopkinsa. A dziś – służący przez lata w Białym Domu Cecil Gaines, w którego rolę w najnowszym filmie „Kamerdyner” wciela się Forest Whitaker. Lecz ten zawód to nie relikt minionej epoki.
Co prawda w latach 80. XX w. liczba kamerdynerów w Wielkiej Brytanii – kolebce zawodu – zmalała do 100 (pół wieku wcześniej było ich ponoć 100 tys.), ale obecnie na samych Wyspach zawód ten wykonuje ok. 5 tys. osób. Na świecie wielokrotnie więcej. Kształcą ich renomowane szkoły kamerdynerskie zachodniego świata: od londyńskiej Spencer School po amerykański Institute of Modern Butlers. Kamerdynerzy XXI w. pracują zarówno w domach angielskich lordów, jak i w pałacach arabskich szejków. Znajdują zatrudnienie w wielogwiazdkowych hotelach i na luksusowych jachtach. Chętnie widzą ich u siebie arystokraci, przemysłowcy, dyplomaci, a ostatnio rosyjscy nowobogaccy.
Zatrudnianie kamerdynera, tak jak wymiana żony na młodszą, może być potwierdzeniem osiągniętego statusu życiowego, ale – niekoniecznie. Współczesny kamerdyner – podkreśla Wennekes – obok srebrnej tacy używa iPada i blackberry.