O takiej właśnie roli, głównej europejskiej destynacji w turystyce medycznej, myśli Hiszpania. Model sol y playa, słońce i plaża, prosperuje nieźle, w 2015 r. Hiszpania przyciągnęła 68 mln turystów, a kłopoty Tunezji, Egiptu, Grecji i ostatnio uszczerbek wizerunkowy Turcji – po serii zamachów terrorystycznych – wychodzą jej, no cóż, na dobre. Ale oprócz słońca i plaży Hiszpanie na potęgę lansują swoje kliniki. I od trzech lat notują 20-proc. wzrost pacjentów. Turysta medyczny ma liczne zalety: wydaje przynajmniej 15–30 proc. więcej niż rekreacyjny, i nie ma tu sezonowości. Hiszpania przoduje już w dziedzinie leczenia bezpłodności i zabiegów in vitro, tym bardziej że zachowuje tu niezwykle liberalne przepisy. Ma silną pozycję – i konkurencyjne ceny – w kardiologii i onkologii, a teraz stawia na operacje plastyczne, w których też zresztą przoduje w Europie. Najliczniej przyjeżdżają pacjenci ze Skandynawii i Rosji, mimo kryzysu systematycznie rośnie klientela arabska, obiecująco też wygląda zachodnia Afryka, bo to szybko rosnący rynek.