Za tą ciemnością są ludzie
Ćwierć miliona ofiar, 8 milionów uchodźców: wojna zdewastowała Syrię
Agnieszka Zagner: – Czuje się pan w Syrii bezpiecznie?
Paweł Krzysiek: – Tak, choć jedyną naszą ochroną jest czerwony krzyż na białym tle. Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża jest wpisany w kodeks międzynarodowego prawa humanitarnego jako jedna z organizacji, która w czasie wojny może przebywać na froncie. Bezpieczeństwo zapewniają nam też zasady, których bezwzględnie musimy przestrzegać, przede wszystkim neutralność. Ale w praktyce za każdym razem musimy zdobywać gwarancje bezpieczeństwa.
Jak to się robi?
To często tygodnie pracy, setki rozmów z różnymi siłami – przez telefon, media społecznościowe. Wybór sposobu komunikacji zależy często od prozaicznej sprawy – czy po tamtej stronie jest internet. Rozmawiać musimy ze wszystkimi, ale nie możemy angażować się w żadne dyskusje polityczne – to odebrałoby nam neutralność, czyli to, co sprawia, że strony widzą w nas wyłącznie organizację humanitarną. Jadąc do oblężonego miasta, musimy mieć rozpoznaną całą drogę do celu, by w chwili przejazdu przez pierwszy punkt kontrolny mieć pewność, że zostaniemy przepuszczeni przez kolejne. Raz nie przepuszcza nas rządowe wojsko, raz opozycja, ale powodem jest to, że nie mogą nam zagwarantować bezpieczeństwa. Czasem sami anulujemy wyprawę, bo widzimy, że mimo gwarancji na danym terytorium toczą się walki. Teraz jestem w drodze do Rastan, to już nasze drugie podejście. Za pierwszym razem się nie udało.
Teraz się uda?
Mamy taką nadzieję. Rastan leży jakieś 20 km od Homsu, jest oblężone przez siły rządowe. Ostatni raz udało nam się tam wjechać ponad dwa lata temu, teraz sytuacja humanitarna jest dramatyczna, bo połowa ze 120 tys. mieszkańców to uchodźcy.