Kenia ogłosiła, że do listopada zlikwiduje największy obóz uchodźców na świecie. Dadaab na wschodzie kraju został otwarty w 1991 r. dla Somalijczyków uciekających przed krwawą wojną domową w ojczyźnie. Miał stać się tymczasowym schronieniem dla najwyżej 90 tys. osób, ale konflikt w sąsiednim kraju trwa do dziś, a w tym czasie Róg Afryki nawiedzały także katastrofalne susze, które wypędzały kolejnych ludzi z domu – w Dadaab znalazło go więc już 330 tys. osób, z czego część zdążyła się już urodzić i wychować w obozie. Kenia nie chce jednak dłużej gościć go na swoim terytorium, bo uważa, że stał się także kryjówką dla radykałów z islamistycznej partyzantki al-Shabab, która w ciągu ostatnich trzech lat przeprowadziła kilka krwawych zamachów na terenie kraju (np. atak na centrum handlowe w Nairobi, w którym zginęło 71 osób, a 175 zostało rannych). Rząd ogłosił, że na przesiedlenie mieszkańców obozu przeznaczy równowartość 10 mln dol. i że dogadał się już z autonomicznym regionem w południowej części Somalii, który zgodził się przyjąć rodaków. A krytykę ze strony ONZ wiceprezydent William Ruto skomentował słowami, że jeżeli kraje rozwinięte chcą decydować o somalijskich uchodźcach, to niech najpierw przyjmą po kilka tysięcy z nich.