Najczęściej słychać o nich w związku ze skandalami. Jak ostatnio o Marii Szonert-Biniendzie, działaczce polonijnej w USA i żonie prof. Wiesława Biniendy, eksperta komisji Antoniego Macierewicza, wyznawcy zamachowo-wybuchowych przyczyn katastrofy smoleńskiej. Pani konsul, obecnie w zawieszeniu, popiera teorie męża, dzieliła się publicznie spostrzeżeniami, że Lecha Kaczyńskiego w Smoleńsku zlikwidowały wspólnie rosyjskie i polskie służby specjalne. W kwietniu, w pierwszych dniach kariery konsularnej, opublikowała w portalu społecznościowym zdjęcia Donalda Tuska w mundurze oficera SS. W zmienianej linii obrony wśród winnych zamieszczenia fotomontażu wymieniła m.in. hakerów, którzy mieli przechwycić jej konto.
Kandydaturę Marii Szonert-Biniendy wymyślono jeszcze w zeszłym roku w centrali, jak branża dyplomatyczna nazywa MSZ. – Poprzedni konsul na terenie Ohio prof. Marek Dollar, dziekan na jednym ze znaczących uniwersytetów i człowiek niebywałej klasy, zrezygnował ze swojej funkcji. Nie chciał reprezentować kraju, który łamie zasady demokracji. Przyjąłem jego rezygnację i podziękowałem za kilkunastoletnią misję – mówi Ryszard Schnepf, były ambasador RP w USA.
Schnepf sprzeciwiał się powołaniu Szonert-Biniendy. Kierował się opinią Urszuli Gacek, też już odwołanej polskiej konsul generalnej w Nowym Jorku: działalność kandydatki jest upolityczniona, kontrowersyjna i agresywna, prowadzi do rozbijania polskiego środowiska w USA. Wątpliwości wzbudzał sposób, w jaki Szonert-Binienda rozumiała rolę konsula honorowego, włącznie z oczekiwaniem gratyfikacji finansowej i utrzymywania konsulatu przez państwo polskie. Mianowany przez ministra Witolda Waszczykowskiego następca Schnepfa rozterek nie miał i kandydatury nie blokował. Nie było przeszkodą przeniesienie konsulatu do niewielkiego miasta Akron, niebędącego znaczącym skupiskiem Polaków.