Świat

Pierwszy hodowca

RPA: teraz Ramaphosa

Cyril Ramaphosa został przez magazyn „Forbes” uznany za jednego z najbogatszych ludzi w całej Afryce. Cyril Ramaphosa został przez magazyn „Forbes” uznany za jednego z najbogatszych ludzi w całej Afryce. East News
Cyril Ramaphosa miał już dwie dekady temu zostać następcą Nelsona Mandeli. Dziś musi naprawiać gospodarkę po poprzednikach i ratować reputację partii, na którą nie chce głosować nawet wnuczka jego mentora.
Cyril Ramaphosa był ulubieńcem Nelsona Mandeli, typowanym na jego następcę, prezydentem RPA został w lutym tego roku.Reuters/Forum Cyril Ramaphosa był ulubieńcem Nelsona Mandeli, typowanym na jego następcę, prezydentem RPA został w lutym tego roku.

Artykuł w wersji audio

W pierwszy poświąteczny dzień po długiej chorobie zmarła 81-letnia Winnie Mandela. W czasie prawie trzech dekad, gdy Nelson tkwił w południowoafrykańskim więzieniu, w roli jego rzeczniczki stała się zastępczym symbolem walki z rasistowskim apartheidem. Na jakiś czas sama aresztowana, była torturowana za kratami. Czarni mieszkańcy nazywali ją z oddaniem Matką Narodu.

Spiżowy pomnik rozpadł się jednak wraz z nadejściem tak wyczekiwanej demokracji. Małżeństwo, które przetrwało 27 lat przymusowej rozłąki, rozpadło się dwa lata po wypuszczeniu Nelsona na wolność, gdy na jaw wyszedł jej romans z o połowę młodszym działaczem. Podejrzewana o zlecenie morderstwa innego, zaledwie 14-letniego aktywisty, została w 1991 r. skazana, choć jedynie za jego porwanie. Kilka lat później dochodzenie w sprawie innego politycznego zabójstwa z jej możliwej inspiracji zostało wstrzymane z powodu zastraszenia świadków. W następnej dekadzie doszło jeszcze skazanie za defraudację publicznych pieniędzy.

Ale pomimo tych skandali i zamiłowania do luksusów pozostawała ulubienicą czarnej biedoty, dzięki ich głosom do samej śmierci sprawowała mandat posłanki. Na hucznym pogrzebie prezydent Ramaphosa mówił, że pozostała symbolem.

Ćwierć wieku temu sam był ulubieńcem Nelsona Mandeli, typowanym na jego następcę, ale ostatecznie prezydentem RPA został dopiero w lutym tego roku. W dramatycznych okolicznościach. Teraz jego głównym zadaniem jest ratowanie pozycji dawnej partii Mandelów, której wizerunek ucierpiał w czasach demokracji równie mocno, co zmarłej Winnie.

Urodził się w Soweto, biedaprzedmieściu Johannesburga, które w przyszłości miało się stać epicentrum walki o równouprawnienie czarnej ludności. Jego rodzice – policjant oraz pomoc domowa – byli żarliwymi chrześcijanami, dzieci co niedziela chłonęły wystudiowane przemówienia najpopularniejszych pastorów w dzielnicy. Nastoletni Cyril naśladował ich styl tak doskonale, że po zdaniu do liceum już w pierwszej klasie został przewodniczącym szkolnego klubu dyskusyjnego.

Obrażony ulubieniec. Oczytany, pilny i błyskotliwy, bez problemu dostał się na prawo, gdzie szybko wsiąkł w towarzystwo aktywistów praw człowieka. Już na drugim roku trafił bez procesu na 11-miesięczną odsiadkę za organizowanie demonstracji, większość kary odbył w izolatce. Niedługo po wypuszczeniu na wolność znowu trafił za kraty, tym razem na pół roku. Nie złamał się: korespondencyjnie skończył studia, założył związek zawodowy czarnych górników, zgromadził w nim 300 tys. członków, których w 1987 r. poprowadził do największego strajku w historii RPA. Trzy lata później stał już na balkonie urzędu miasta w Kapsztadzie i trzymał mikrofon przed ustami właśnie wypuszczonego na wolność Nelsona Mandeli.

Uwolnienie legendarnego przywódcy negocjowali od dawna Thabo Mbeki i Jacob Zuma. Ale nie mogli wrócić do kraju z emigracji, więc pod ich nieobecność Ramaphosa przejął inicjatywę i zgarnął całe zasługi dla siebie. Został potem kolejno sekretarzem generalnym Afrykańskiego Kongresu Narodowego, szefem jego delegacji podczas rozmów o zlikwidowaniu apartheidu i przewodniczącym zgromadzenia konstytucyjnego, które przygotowało bardzo chwaloną ustawę zasadniczą.

Starsi działacze postanowili ukrócić jego ambicje. Choć prezydent Mandela chciał go ponoć uczynić swoim następcą, środowisko emigrantów przeforsowało Mbekiego na wiceprezydenta – obrażony Ramaphosa nie przyszedł z tego powodu na zaprzysiężenie pierwszego czarnoskórego prezydenta swojego kraju. Gdy Mbeki po jednej kadencji Mandeli przejął fotel głowy państwa, jego zastępcą został z kolei Zuma.

Odtrącony delfin potrafił się jednak zemścić. Gdy Mbeki odwołał Zumę z powodu oskarżeń korupcyjnych, Ramaphosa niespodziewanie doprowadził do wyboru tego drugiego na przewodniczącego Afrykańskiego Kongresu Narodowego w 2007 r., a już rok później zorganizował odwołanie prezydenta pod pretekstem jego mieszania się w... proces Zumy.

Gdy Zuma sam został głową państwa, Ramaphosa w ciągu kilku lat powtórzył cały zabieg. Najpierw został zastępcą Zumy w Kongresie, potem jego wiceprezydentem, następnie wygrał z jego byłą żoną walkę o przewodnictwo w partii, a na jej czele wymusił wreszcie dymisję Zumy, obejmując w końcu stanowisko, które wymknęło mu się dwie dekady temu.

Milioner, szwagier miliardera. „Rasa królów” – tak mówi się na Ankole, afrykański gatunek bydła o imponujących rogach, które sięgają półtora metra długości, a w najgrubszym miejscu mogą mieć prawie metr średnicy. Wśród zajmujących się jego hodowlą plemion liczebność stada stanowi o statusie człowieka. Nic dziwnego, że nowy prezydent Republiki Południowej Afryki lubi się chełpić własną trzodą i jesienią sprawił sobie samemu prezent na 65. urodziny, wydając książkę o własnym stadzie Ankole, które składa się z ponad setki sztuk.

Książka Ramaphosy o jego krowach kosztuje równowartość 250 zł – większość mieszkańców RPA nie może sobie pozwolić na tak kosztowne przyjemnostki. Bo ćwierć wieku po obaleniu apartheidu polepszyła się sytuacja tylko nielicznych czarnoskórych. Z reguły wysoko postawionych działaczy, jak nowy prezydent.

Gdy na chwilę obraził się na politykę, Ramaphosa wszedł z całą energią w biznes. Wykorzystał swoje znajomości i to, że zgodnie z nowym prawem firmy potrzebowały dokooptować czarnych wspólników. Przyszły prezydent stał się w ten sposób udziałowcem między innymi lokalnych oddziałów Coca-Coli oraz McDonald’s, w niecałą dekadę dorobił się majątku o wartości 450 mln dol. i został przez magazyn „Forbes” uznany za jednego z najbogatszych ludzi w całej Afryce. Pierwszy czarnoskóry mieszkaniec kontynentu, który trafił na listę miliarderów tego magazynu, to jego szwagier Patrice Motsepe, lokalny magnat górniczy.

Ramaphosa też zasiadał w radzie nadzorczej wielkiego górniczego konsorcjum, z którym byli w sporze pracownicy z Marikany. Podczas tłumienia strajku 34 górników zginęło w największej masakrze od upadku apartheidu. Większą wściekłość na byłego związkowca wzbudziło nawet nie ujawnienie jego maili wzywających do zdecydowanej rozprawy ze strajkującymi, tylko informacja o astronomicznych sumach oferowanych przez niego za krowy na aukcjach. Bo przeciętny górnik musiałby pracować aż 400 lat na jego roczną pensję.

Zumę zgubił Gupta. Według raportu Banku Światowego z zeszłego roku w żadnym innym kraju nierówności płac nie są tak wielkie jak w RPA. Tutejszy Uniwersytet Stellenbosch szacuje, że aż 90 proc. bogactwa jest w rękach zaledwie 10 proc. populacji. Czarne biedaprzedmieścia są równie liczne, co przed wprowadzeniem demokracji, do pomocy społecznej po zapomogę zgłasza się czterokrotnie więcej obywateli niż pod koniec XX w., a średnia oczekiwana długość życia spadła z 61 do 52 lat.

Nie wszystkim wiedzie się jednak tak źle. Wśród najlepiej zarabiających mieszkańców RPA jest dziś dwa razy więcej czarnych niż jeszcze przed dekadą. A liczba czarnoskórych dyrektorów zwiększyła się ponadczterokrotnie od upadku apartheidu. Po prostu dawni działacze opozycyjni, kiedy stali się elitą polityczną, scalili się też z elitą gospodarczą. Czego poprzednik Ramaphosy, Jacob Zuma, jest najlepszym przykładem. I co w końcu doprowadziło go do wymuszonej dymisji.

Jednym z polityków, którzy najgoręcej wzywali Zumę do rezygnacji, był Malusi Gigaba. Co zakrawa na kabaret, bo to właśnie mianowanie go ministrem finansów przez byłego już prezydenta wywołało w zeszłym roku falę społecznej wściekłości i wielotysięczne demonstracje – Gigaba był postrzegany jako człowiek rodziny Guptów.

To związki z braćmi Gupta, którzy przybyli do RPA z Indii, zaczynali w biznesie komputerowym i błyskawicznie awansowali do finansowej elity kraju, ostatecznie pogrążyły Zumę. Gdy obejmował urząd, miał już na koncie wiele skandali: oskarżenia o korupcję, oszustwa i malwersacje, zarzuty gwałtu stawiane przez córkę byłego kolegi, podejrzenie o doprowadzenie jednej z żon do samobójstwa. Ale partia i wyborcy stali za nim murem.

Ich cierpliwość wyczerpała się, gdy sam Zuma wziął się za budowanie całkiem dosłownych murów. Choć pod jego rządami wzrost gospodarczy hamował, gospodarka się kurczyła, a bezrobocie rosło, prezydent nie widział niczego złego w ogromnej rozbudowie prywatnej posiadłości w swojej rodzinnej wiosce. Za państwowe pieniądze, których nie chciał potem oddać. W tym samym czasie prasa ujawniała jego zażyłe stosunki z Guptami, zatrudniającymi u siebie syna, córkę i żonę prezydenta. Mówiło się, że krajem trzęsie „klan Zupta”. Działacze Kongresu opowiadali, że bogaci bracia czuli się tak pewni siebie, że oferowali politykom stanowiska w rządzie. Rezygnacji prezydenta zaczęło się w sondażach domagać aż 70 proc. wyborców.

Ugrupowanie, które niegdyś szczyciło się, że broni prostego człowieka, zaczęło być utożsamiane z prezydentem, który pozwolił elicie bogacić się na państwowym majątku, podczas gdy najubożsi dalej biednieli. Z lewej strony jest atakowane przez ugrupowanie dowodzone przez byłego szefa własnej młodzieżówki. Z prawej – przez dawną partię białej mniejszości, dziś pod rządami czarnoskórego przywódcy, odbierającego Kongresowi władzę w samorządach Johannesburga, Pretorii i Port Elizabeth. Przed rokiem nawet wnuczka Nelsona Mandeli zapowiedziała publicznie, że nie będzie już głosować na ugrupowanie dziadka.

Szybkie sprzątanie. Przed Ramaphosą stoją więc dwa najważniejsze zadania. Po pierwsze, musi naprawić fatalny stan gospodarki, który pozostawił mu w spadku poprzednik. Co na pewno nie przysporzy mu popularności: zaledwie kilka dni po dymisji Zumy nowy prezydent ogłosił konieczność podniesienia podatków i równoczesnego wprowadzenia cięć w wydatkach publicznych, zwłaszcza pensjach budżetówki, które dziś pochłaniają 14 proc. PKB.

A po drugie, musi przywrócić zaufanie wyborców do administracji państwowej, która dziś jest wciąż de facto równoznaczna z Afrykańskim Kongresem Narodowym. Nowy prezydent wziął się za czyszczenie otoczenia, usuwanie ludzi, którzy zbyt mocno kojarzą się z korupcyjnymi praktykami Zumy. Policja ściga jednego z braci Guptów i syna Zumy, którzy zaczęli się ukrywać. A samego Zumę czeka seria procesów.

W przemówieniu podczas zaprzysiężenia Ramaphosa zapewnił rodaków, że wspólnie „skonfrontują się z niesprawiedliwościami z przeszłości oraz nierównościami w teraźniejszości”. To, niestety, obietnica, która była równie aktualna trzy dekady temu, gdy pojawiał się na balkonie z uwolnionym Nelsonem Mandelą.

Polityka 15.2018 (3156) z dnia 10.04.2018; Świat; s. 54
Oryginalny tytuł tekstu: "Pierwszy hodowca"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Świat

Trump bierze Biały Dom, u Harris nastroje minorowe. Dlaczego cud się nie zdarzył?

Donald Trump ponownie zostanie prezydentem USA, wygrał we wszystkich stanach swingujących. Republikanie przejmą poza tym większość w Senacie. Co zadecydowało o takim wyniku wyborów?

Tomasz Zalewski z Waszyngtonu
06.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną