Chcemy, żeby Ortega ustąpił – mówił kilka miesięcy temu, gdy spytano go o panujący w Nikaragui reżim, prześladujący przeciwników politycznych. W ostatnich tygodniach delegacja zwolnionych więźniów, na czele ze słynną działaczką praw człowieka Bianką Jagger, złożyła doniesienie o represjach rządu Ortegi przed zgromadzeniem ogólnym Organizacji Państw Amerykańskich. Smutny wstęp do świętowania 40. rocznicy zwycięstwa sandinistów nad dyktaturą Anastasia Somozy. Kolejna rewolucja zatoczyła koło.
W roku tej okrągłej rocznicy ks. Cardenal znalazł się znowu w centrum uwagi, ale nie tylko z powodu krytyki pod adresem przywódcy kraju. Powrót zawdzięcza przede wszystkim papieżowi, a historia, której ostatni rozdział dopisał właśnie Franciszek, zaczęła się blisko cztery dekady temu.
Był 4 marca 1983 r. Samolot Alitalii z Janem Pawłem II na pokładzie lądował w stolicy Nikaragui. Na lotnisku papieża oczekiwał przywódca kraju Daniel Ortega wraz z delegacją rządową. Od prawie czterech lat w Nikaragui toczyły się rewolucyjne zmiany w ogniu wojny domowej, rozpętanej przez dawną oligarchię przy wsparciu USA.
W 1979 r. rewolucyjna partyzantka sandinistów obaliła krwawego dyktatora Anastasia Somozę i rządy kilkunastu oligarchicznych rodzin, do których należała cała ziemia w kraju. Sandiniści przeprowadzali reformy społeczne i zmagali się z kontrrewolucyjnymi oddziałami contras, finansowanymi przez USA i szkolonymi przez CIA w Hondurasie. Reagan prowadził swoją antykomunistyczną krucjatę, a jego administracja oficjalnie głosiła, że w Nikaragui walczy z komunistami i nie pozwoli na „drugą Kubę” (w istocie okazało się, że musiała pozwolić).
Ideowe korzenie rewolucji sandinistów wykraczały daleko poza rewolucyjny marksizm. Przede wszystkim były zakorzenione w lokalnej historii.