Sekretarz obrony USA Mark Esper ogłosił szczegóły zapowiadanego wycofania części amerykańskich oddziałów z Niemiec. Po niedawnej wizycie prezydenta Andrzeja Dudy w Waszyngtonie polskie władze sugerowały, że niektóre z nich mogą trafić do Polski. Ostatecznie tak się nie stanie: z 36 tys. stacjonujących w Niemczech żołnierzy USA wyjedzie 14 tys. Mniej więcej połowa wróci do Stanów (piechota zmechanizowana), pozostali trafią do Belgii i Włoch (tam m.in. szwadron F-16). Esper tłumaczył decyzję koniecznością „uelastyczniania strategicznego”. Ale chwilę później prezydent Trump napisał na Twitterze, że to „kara dla Niemców”, którzy nie płacą odpowiednich „składek” (fees) na NATO.
Prezydent USA kolejny raz pomylił kwestię składek – stosunkowo niewielkich, głównie na sojuszniczą infrastrukturę, płaconych sumiennie przez Berlin – z minimalnym poziomem wydatków na obronność (2 proc. PKB), do czego zobowiązały się wszystkie państwa NATO. Tu Berlin rzeczywiście od lat zawodzi (1,37 proc. PKB w tym roku), ale również słabo wypadają Belgia i Włochy, gdzie trafią Amerykanie z Niemiec. Trump od początku nie skrywa wrogości wobec Berlina, który – według niego – w sprawach bezpieczeństwa „jedzie na gapę” i ma za dobre relacje z Pekinem.
W sprawie Polski Esper wspomniał tylko, że możliwe jest przeniesienie do nas dowództwa amerykańskiego V Korpusu – maksymalnie tysiąc żołnierzy – ale pod warunkiem zawarcia z Warszawą porozumienia w sprawie kosztów i zasad pobytu Amerykanów. Według portalu Onet projekt takiego porozumienia już uzgodniono. Przewiduje ono m.in., że amerykańscy żołnierze będą poza polską jurysdykcją, tzn. że polska policja nie będzie ich mogła zatrzymać, nawet za działania bez związku ze służbą.