Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Unia i my

Mateusz Morawiecki na szczycie Unii. Mateusz Morawiecki na szczycie Unii. Francois Lenoir/Reuters / Forum

Słuchając relacji polskiego premiera ze szczytów Unii, można odnieść wrażenie, że ogrywa tam wszystkich. I tym razem nie było inaczej: po zeszłotygodniowym szczycie Mateusz Morawiecki ogłosił dwa sukcesy. Najpierw Unia przyznała ponoć Polsce rację w sprawie Białorusi: nałożyła sankcje na ludzi władzy odpowiedzialnych za tłumienie protestów i zgodziła się na „polski program” pomocy gospodarczej dla tego kraju. A zaraz potem z Viktorem Orbánem ogłosił, że mechanizm „fundusze za praworządność” nam nie grozi.

Zachodnie stolice twierdzą coś innego. Po pierwsze, sankcje na Białoruś – marne w porównaniu np. z tymi z 2006 r. – były możliwe tylko dlatego, że Paryż i Berlin zmusiły do zgody na nie Cypr, który domagał się podobnych restrykcji wobec Turcji – jako kary za zbrojne prowokacje na Morzu Śródziemnym. Również „polski program” pomocy m.in. dla małych i średnich przedsiębiorstw białoruskich jakimś zbiegiem okoliczności nie znalazł się w konkluzjach ze szczytu.

Jeszcze gorzej dla Polski wygląda sprawa „fundusze za praworządność”. Niemiecka prezydencja w Unii zaproponowała, aby Komisja mogła wnioskować o wstrzymanie lub nawet skasowanie unijnych pieniędzy dla państwa, które przy ich wydawaniu łamie zasady praworządności. Zgodę na to musiałaby wyrazić Rada UE kwalifikowaną większością. Aby ten mechanizm znalazł się w ramach pakietu budżetowego na lata 2021–27, musi się jeszcze na to zgodzić europarlament. A ten domaga się zaostrzenia przepisu – tak aby do odblokowania funduszy potrzebna była większość kwalifikowana w Radzie. Morawiecki nadal jednak twierdzi, że propozycja takiego mechanizmu upadła jeszcze na szczycie w lipcu. A jakby nie, to Polska zablokuje cały unijny budżet.

Polityka 41.2020 (3282) z dnia 06.10.2020; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 9
Reklama